Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/341

Ta strona została przepisana.

— Wiem bardzo dobrze, kim on jest, bo to wie każdy — odpowiedział znacznie uprzejmiej.
— W takim razie wiesz zapewne i to, że reis effendina wyposażony jest wielu pełnomocnictwami, które mu nadają niekiedy większą władzę, aniżeli ma mudir.
— I to wiem także.
— Jestem porucznikiem emira i powiem ci, że twarz twoja zajmuje mnie bardzo. Teraz mi już chyba odpowiesz?
— Udowodnij mi wpierw, że jesteś rzeczywiście tym, za kogo się podajesz.
— Jeżeli koniecznie chcesz, zastosuję się do twojego życzenia i pójdziemy razem do szecha el beled, ale tam rozmówimy się urzędowo, gdy tymczasem tu rozmawiałbym z tobą uprzejmie.
— Jestem tak samo, jak ty, przyjacielem uprzejmości, możesz mi więc stawiać pytania, jakie chcesz.
Turek miał widocznie powód do obawy przed urzędowem przesłuchaniem. Porucznik rzekł z uśmiechem
— Ponawiam pytanie, jak się nazywasz?
— Nazywam się Murad Nassyr.
— Skąd jesteś?
— Z Nif koło Ismir.
— Czem jesteś?
— Bazirgijan.
— Kupiec i handlarz! Czem handlujesz?
— Czem się tylko da. Teraz udaję się do Chartumu po sennę, gumę i kość słoniową.
— Czy nie kupowałeś i nie sprzedawałeś jakiego innego towaru?
— Owszem.
— Tak, ale ja mam na myśli towar żywy, niewolników.
— Taki handel przez myśl mi nigdy nie przeszedł. Jestem posłusznym poddanym sułtana i nie czynię niczego przeciwko jego prawom i rozkazom kedywa.
— Jeśli tak, to dobrze. Czy znasz może miejscowość Kauleh, leżącą nad Bahr el Abiad?