Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— Ani na zachód, ani na południe, bo tam nie mogliby sprzedać porwanych. Sądzę, że mogli się zwrócić jedynie ku morzu Czerwonemu, bo stamtąd najłatwiej wysłać niewolników do Egiptu albo do Turcyi.
— Tego samego zdania jest także reis effendina. Handlarze mogli jednak wiele dróg obrać!
— Tylko dwie.
— Które?
— W pobliżu Wadi Melk przez pustynię Bajuda i okolicę Berberu a stamtąd jak najkrótszą drogą do Suakin. Druga droga prowadziłaby przez Wadi Melk i Wadi el Gab do Dongoli i wpoprzek pustyni nubijskiej do Kas Kauaj nad morzem Czerwonem.
Porucznik rzucił na mnie spojrzenie pełne zdumienia i powiedział:
— Effendi, reis effendina widocznie zna ciebie dobrze, on także podobnie myślał i powiedział, że będziesz tego samego zdania, co on.
— Bardzo mnie to cieszy, jakąż jednak wspólność może mieć moje zdanie z tą sprawą.
— Bardzo wielką. Obie te drogi należy zagrodzić, ale w zupełnej tajemnicy, aby czujności rabusiów nie zbudzić, Reis effendina popłynie więc z Chartumu w okolicę Berberu, ażeby im zagrodzić drogę do Suakin, mnie natomiast wysłał z drugą częścią załogi tutaj, bym tej drogi pilnował.
— A gdzież są twoi ludzie?
— Zostawiłem ich na pustyni, ażeby ich nikt nie widział. Dla nas dwu zarekwirował reis prawdziwe hedżiny, abyśmy mogli przejeżdżać wielkie przestrzenie. Załoga nasza zaopatrzona jest w zwyczajne ale wcale dobre wielbłądy.
— A cóż mi po tym hedżinie?
— Nie odgadujesz? Reis effendina sądzi, że twoja rada mogłaby mi się przydać, a ponieważ z niejaką pewnością przypuszczał, że będziesz teraz w Korosko, kazał mi tu przyjechać i prosić cię o przyłączenie się do nas. Czy spełnisz tę prośbę?