Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/346

Ta strona została przepisana.

Byłem w szczególnem położeniu. Miałem kłopoty z powodu kosztów podróży i nie mogłem wracać do Kairu. Od emira mogłem spodziewać się pomocy i przyrzekłem wogóle odwiedzić go w Chartumie. Nie mogłem też odmówić prośbie, którą przysłał mi przez porucznika. Zresztą musiałem także z powodu obietnicy, danej przewodnikowi z Moabdah, udać się do Chartumu. Wkońcu pomyślałem, że zaufanie, okazane mi przez reisa effendinę, jest dla mnie wielkim zaszczytem. To też odrzekłem:
— Jakże mógłbym tej prośbie odmówić? Twój pan wyświadczył mi tyle grzeczności, że z przyjemnością skorzystam ze sposobności, aby mu się przysłużyć.
— Effendi, dziękuję ci bardzo. Muszę ci powiedzieć, iż reis effendina spodziewał się napewno twojej zgody, ponieważ jednak zadanie, które mamy rozwiązać, jest bardzo niebezpieczne, sądziłem, że mu odmówisz. Raduję się jednak z całej duszy, że jego nadziei nie zawiodłem. To, co mamy wykonać, połączone jest z wielkiemi trudnościami, skoro jednak wiem, że wesprze mnie twoja rada, jestem pewien, że przynajmniej większych błędów uniknę.
— Możesz liczyć nietylko na moje rady, ale i czynny współudział. Czy masz osobne instrukcye, o których nie mówiłeś jeszcze dotychczas?
— Nie. Nakazano mi zabierać każdego spotkanego po drodze łowcę lub handlarza niewolników i prowadzić go razem z łupem do emira. Oczywiście w pierwszej linii mam zwrócić uwagę na uprowadzone żony i córki Beni Fessarów i mam, jak ci to oznajmiam otwarcie, we wszystkiem polegać na twojej radzie.
— To ostatnie bynajmniej pożądane nie jest, bo bądź co bądź mogą zajść łatwo różnice zapatrywań, które sprawę utrudnią.
— Możesz śmiało liczyć na to, że zgodnie z rozkazem reisa effendiny, poddam się twojej woli. Emir polecił mi zaraz po wyjaśnieniu stosunków oddać ci te oto kartkę.