Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/354

Ta strona została przepisana.

opakowywaniem wielbłądów. Na jednym z nich umieszczono tachtirwan, przeznaczony dla siostry Murada, dwa inne niosły żywność i wory napełnione wodą, na dwu dalszych przywiązano po dwa kosze, do których weszły służące, szóstego dosiadł Turek, a siódmego przewodnik, do którego należały wielbłądy. Chwilę później dał się słyszeć okrzyk: „la szech Abd-el-kaader“, hasło do wyruszenia. Mały orszak począł się ruszać powoli, a Turek, zanim przejechał przez bramę, odwrócił się jeszcze do mnie i zawołał:
— OOdmówiłeś mi Selima, ty najbrudniejszy z nieczystych. Zapamiętaj sobie, co ci już powiedziałem, że przy najbliższem spotkaniu śmierć cię z mojej ręki nie minie.
I tym razem nic mu jeszcze nie odpowiedziałem, gdyż nie wątpiłem, że wkrótce lepszą znajdę do tego sposobność. Po upływie kwadransa przyszedł szech el beled z dwoma ludźmi, a każdy z nich prowadził za uzdę wierzchowego wielbłąda. Nie były to wierzchowce zwyczajne, więc zafrasowała mię myśl, że emir będzie musiał za nie zapłacić bardzo wysoką cenę. Powiedziałem szechowi, co myślę, odpowiedź jego jednak zupełnie mię uspokoiła.
— Nie martw się, effendi! Nie my oznaczamy wysokość ceny najmu, lecz reis effendina. jest on wysłannikiem wicekróla i mógłby właściwie nawet nic nie zapłacić. Ty mi tylko poświadczysz, że otrzymałeś od nas wiebłądy.
Dałem pisemne poświadczenie i dwa talary napiwku. Potem pożegnałem się z szechem i z owymi ludźmi. Selim i Ben Nil wsiedli, ja podałem im moje rzeczy, poczem zapłaciwszy chandżemu należytość za mieszkanie, której Turek uiścić nie myślał, opuściłem z dumą pieszo Korosko. Czy w Europie pożyczyłby kto obcemu takie wielbłądy?
Ponieważ wiedziałem, w jakim kierunku odjechał porucznik, łatwo mi było odnaleźć ślady jego wielbłąda. Podążyliśmy za tymi śladami. Z początku