Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/360

Ta strona została przepisana.

korzystne, tem więcej, że stary zabrał także wszystkie wory i napełnił je wodą. Dzięki temu troska o wodę odpadła na kilka dni. Poprosiłem więc porucznika, żeby przebaczył kapralowi tę wcale nieszkodliwą dla nas samowolę. Gdy stary usłyszał moje słowa, wyciągnął do mnie rękę z podziękowaniem i rzekł:
— Effendi, dobroć twoja ulgę memu sercu przynosi. Nikt nas nie widział, a jeżeli wielbłądy spragnione, trudno przy ich pomocy czegośkolwiek dokonać. Jesteś pierwszym władcą i znajdziesz we mnie posłusznego i wiernego sługę.
Teraz nadszedł czas zbadania pakunków. Amunicyi i żywności było podostatkiem. Każdy miał czarkę, a oprócz tego widziałem kilka misek i żelazny kocioł do gotowania. Emir posunął się tak daleko w swojej troskliwości, że kazał dla mnie i dla porucznika zabrać w drogę namiot. Ciężki pakunek zawierał łańcuchy i kajdanki na ręce dla naszych ewentualnych jeńców.
Ponieważ ludzie byli głodni, a ja nie chciałem tracić czasu, pożywili się tylko suszonymi daktylami. Należało naradzić się nad planem, który też omówiłem z porucznikiem i z onbaszim. Prości żołnierze nie mieli oczywiście głosu. Przekonałem się, że moi doradcy zupełnie się dotąd nie zastanawiali nad sposobami rozwiązania zadania.
A łatwe ono nie było. Mieliśmy pilnować przestrzeni, przynajmniej trzystu kilometrów, a przestrzeń ta była pustynią, w której znajdowała się tylko jedna jedyna studnia. Dostarcza ona w porze suchej wcale dobrej wody. Jest to wspomniana już Bir[1] Murat. Innych studzien nie było, ale właśnie ta okoliczność była mi na rękę.

Jeśli ci, których szukaliśmy, chcieli rzeczywiście przejść przez nubijską pustynię, bezwarunkowo Bir Murat ominąć nie mogli. Ponieważ zaś drogi od Nilu do owej studni nie można przebyć wcześniej, jak

  1. Studnia.