w ciągu dni ośmiu, a żaden wielbłąd przez tyle dni pragnienia znieść nie może, należało przypuszczać, że rabusie znali tajemne studnie, obok których musieli przechodzić. Wypadało nam więc pilnować przedewszystkiem Bir Murat, a nadto odkryć owe ukryte studnie i także przy nich czaty rozłożyć. Pierwsza część zadania była stosunkowo łatwa, druga za to nadzwyczajnie trudna. Tę drugą na siebie wziąć postanowiłem.
Towarzysze przyznali moim wywodom słuszność, onbaszi jednak zauważył, że jeżeli na tej pustyni studnie ukryte istotnie się znajdują, to w każdym razie odnaleźć ich nie zdołamy.
— Zostaw to mnie — rzekłem. — Jeżeli tylko w pobliżu studni droga nam wypadnie, nie ominę jej napewne.
— A po czemże ją poznasz?
— Wiem, jak się takie źródła urządza. Kopie się w piasku tak głęboko, dopóki się nie natrafi na wodę, nad dołem kładzie się kilka kawałków drzewa, na nich rozciąga się skórę, rogożę lub koc. Potem przysypuje się to wszystko piaskiem i zrównuje z otoczeniem, aby to miejsce nie było dla oka widoczne.
— W takim razie i ty go znaleźć nie zdołasz.
— Ja nie, ale mój wielbłąd.
— Czy wielbłąd ma bystrzejsze oczy od ciebie?
— Nie, ale czulsze nerwy powonienia. Spragniony wielbłąd wierzchowy jest bardzo czuły na wilgoć wody nawet ukrytej. Pędzi on zdaleka do takiego miejsca, a gdy dopadnie, zaraz zaczyna kopać piasek nogami. Właśnie z tego powodu pić mojemu wierzchowcowi nie dałem.
— Allah jest wielki; on użycza każdemu stworzeniu osobnego daru. A zatem chcesz szukać bijar es sirr? Czy sam się na te poszukiwania wybierasz?
— Nie.
— Kto ci ma towarzyszyć?
— Jeszcze dokładnie nie wiem. Przedtem chciałbym
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/361
Ta strona została przepisana.