— Musisz zatem ustawić się dokładnie na południowy zachód od Bir Murat, a mianowicie o pół dnia drogi od tej studni. Wypadnie to miejsce mniej więcej naprzeciw Dżebel Mundar.
— Widzę, effendi, że znasz te strony tak dokładnie, jak ja. Bardzo dobrze mi określiłeś, gdzie się mam zatrzymać i jestem pewien, że mnie tam znajdziesz. Zachodzi tylko pytanie, czy porucznik, jako najbliższy przełożony, powierzy mi żołnierzy.
Porucznik milczał dotychczas. Poznał on, że onbaszi miał tu większe doświadczenie od niego samego. Może się cieszył skrycie, że odpowiedzialność przeszła na mnie i nie chciał powiedzieć nic takiego, coby mogło nasze stanowiska zamienić. Teraz zagadnięty wprost, odpowiedział:
— Nie mam nic przeciwko temu, co effendi postanowił. On jest pierwszym, ja drugim, co on uczyni, to wszystko dobre. Ale dokąd my pojedziemy? Przecież niepodobna wiedzieć, gdzie leżą ukryte studnie.
— Przy pewnym namyśle można odgadnąć przynajmniej w przybliżeniu okolicę, w której się takie źródło znajduje. Przypuszczamy, że rozbójnicy przeprawią się przez Nil obok wyspy Argo, a potem skierują się koło Bir Murat. Na tej drodze muszą mieć jakieś studnie.
— A znasz tę drogę?
— Z pomocą bożą może nie zabłądzimy. Ponieważ łowcy niewolników przyjdą z zachodu, pojedziemy na zachód od drogi karawanowej i równolegle do niej wprost na południe. Gdyby nawet przejechali, to w ten sposób musimy się natknąć przynajmniej na ich Ślady. Jeśli zaś na nie nie natrafimy, będzie to dla nas dowodem, że jeszcze nie przejechali i wtedy każdej chwili możemy się ich spodziewać. Przedewszystkiem muszę wydać rozkaz, żeby onbaszi nie przedsięwziął z żołnierzami nic, dopóki nie przyjdziemy do niego.
Takie były zarysy mego planu. Pozostały do omówienia już tylko rzeczy uboczne. Pogodziliśmy się i pod
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/364
Ta strona została przepisana.