a potem owych pięciu jeźdźców. Potem? O nie! Wszystkie ślady pochodziły z tego samego czasu, ani jeden nie był dawniejszy niż drugi. Przeraziłem się, lecz uspokoiło mnie to, że ślady były ostre, a więc nie wcześniej wyciśnięte, jak przed godziną. Mogłem więc, jeśli ludzie moi znajdowali się w niebezpieczeństwie, przyjść im z pomocą.
Powróciłem do studni i spostrzegłem u stóp lewego wzgórza kupę piasku, której tam przedtem nie było. Miała ona ze cztery łokcie długości, dwa szerokości, a jeden wysokości, prawie tak jak grób. Piasek był luźny i zacząłem go rozkopywać, przyczem zauważyłem tuż obok ślady krwi. A więc krew tu płynęła! Grzebałem z nerwową szybkością i wkrótce dotknąłem się jednej bosej nogi, a potem drugiej. Chwyciłem za obie, zacząłem ciągnąć i wkońcu trupa wydobyłem z piasku.
Dzięki Bogu, nie był to ani porucznik, ani Ben Nil, ani Selim. Był to jakiś nieznany mi, brodaty, ogorzały od słońca człowiek, z twarzą na pół arabską a na pół murzyńską. Zdjęto zeń szaty, bo był nagi a w piersi miał szeroką ranę od pchnięcia. Nóż trafił w serce.
Kim był ten człowiek i kto go przebił? Chciałem czem prędzej popędzić w dalszą drogę, ale po namyśle postanowiłem się wprzód dokładnie na miejscu rozeznać.
Doszedłem do wniosku, że moi towarzysze stoczyli bój z owymi pięciu jeźdźcami, jednego z nich położyli trupem, wkońcu jednak ulegli przemocy i dostali się do niewoli.
Należało pospieszyć im na ratunek, mimoto jednak nie ruszyłem za nimi natychmiast, lecz wszedłem najpierw na wzgórek, na którym nocy poprzedniej spałem, i jąłem się rozglądać. Z tego stanowiska mogłem zauważyć coś, co z dołu uszło mojemu oku.
Oto mniej więcej o tysiąc kroków od trzech pagórków, między którymi znajdowała się studnia, leżało samotne wzgórze. W połowie drogi do niego zoba-
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/379
Ta strona została przepisana.