Uwolniłem ich szybko z więzów, dałem jednemu i drugiemu broń w rękę i razem wróciliśmy na „plac boju.“
Nie ujechaliśmy jeszcze połowy drogi, kiedy ujrzeliśmy daleko przed sobą cztery szybko poruszające się punkty. Byli to łowcy niewolników, którzy, jak się spodziewałem, chcieli powrócić. Gdy nas zauważyli, zawrócili i popędzili czemprędzej w kierunku północnowschodnim, z czego wywnioskowałem, że dążyli da Bir Murat.
Przybywszy do zabitych przezemnie wiebłądów, zauważyłem, że jeden z nich żył jeszcze, więc położyłem kres jego męce wystrzałem rewolwerowym w oko. Przeszukaliśmy torby przy siodłach. Było tam wiele rzeczy, które wprawdzie dla mnie wartości nie przedstawiały żadnej, naszym żołnierzom mogły się jednak przydać. Bardzo cenną zdobycz znalazłem jednak przy wielbłądzie dowódcy. Były to mianowicie mapy Sudanu, na których położenie setek miejscowości, drogi karawanowe i tajemne szlaki handlarzy niewolników narysowane były z niezwykłą starannością. Tę część łupu uważałem za swój wyłączny udział i mapy zatrzymałem przy sobie. Resztę zdobyczy kazałem włożyć na grzbiet zdobytego wielbłąda i postanowiłem rozdzielić później równo pomiędzy wszystkich.
Musieliśmy teraz zaczekać na Selima i mieliśmy czas pomówić o tem, co się stało. Dowiedziałem się, że ten gałgan winien całemu nieszczęściu, gdyż, stojąc na czatach, usnął, podczas gdy i tamci dwaj, znużeni nocnem czuwaniem, snem się krzepili. Napadnięci z nienacka i gwałtownie zbudzeni bronili się zawzięcie, lecz tylko Ben Nilowi udało się dobyć noża i przebić nim przeciwnika. To podnieciło w najwyższym stopniu wściekłość łowców niewolników a jeden z nich domagał się nawet, aby mordercę zabić na miejscu. Drudzy jednak, a zwłaszcza dowódca byli zdania, że zemstę należy odłożyć na porę stosowniejszą. Jeńców więc skrępowano, a zagrzebawszy trupa i napoiwszy wielbłądy, przykryto studnię, poczem w dalszą wyruszono drogę.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/396
Ta strona została przepisana.