Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/400

Ta strona została przepisana.

całą sprawę zapatruje poważnie. Zmusiłem się więc do cierpliwości i odrzekłem spokojnie:
— Rozważania twoje zwracają się tylko naprzód, a nie na prawo ani na lewo. Na Selima zdać się nie możemy, jest nas więc tylko trzech. A z wielu głów będzie się składała eskorta niewolnic? Cóżby się stało, gdyby nadeszli tak rychło, że nie mielibyśmy czasu na sprowadzenie żołnierzy? Czy bylibyśmy w stanie porwać się na nich i wziąć ich do niewoli, co właśnie jest naszem zadaniem? Chyba nie! Nie wątpię ani na chwilę, że przyjdą do ukrytej studni, ale skoro nie znajdą dla siebie wody podostatkiem, opuszczą ją corychlej i prawdopodobnie poślą kilku jeźdźców do Bir Murat, by stamtąd wodę sprowadzić. Przy ukrytej studni nie możemy na nich czekać.
— W takim razie nie było powodu jej szukać.
— Posuwasz się za daleko. Chciałem tam wpaść na ślad łowców niewolników i cel mój osiągnąłem w zupełności. Mając go raz, nie stracę go już z oczu. Możemy wybierać między dwiema drogami. Albo przepuścimy rozbójników obok siebie i podążymy za nimi, by na nich wpaść w chwili odpowiedniej, albo wyprzedzimy ich, ażeby sobie znaleźć teren, nadający się do walki i tam na nich zaczekamy. To drugie uważam nawet za lepsze.
— Musielibyśmy znać kierunek ich drogi.
— Dowiem się o tem wieczorem.
— A jeśli się nic nie dowiesz?
— W takim razie powrócimy do twojego planu.
— Jabym wogóle dał spokój tej niepotrzebnej wędrówce do Bir Murat. Dlaczegoś się ty tak uwziął na to podsłuchiwanie?
— Ponieważ wiem z doświadczenia, jakie przynosi korzyści. Nie jest wykluczone, że usłyszę nawet więcej, niż sam chcę się dowiedzieć. Proszę cię, nie sprzeciwiaj się dłużej, gdyż zarzuty twoje nie odniosą skutku.
Zresztą musimy przerwać rozmowę, gdyż widzę tam jakiegoś biegnącego człowieka. Może to Selim.