Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/401

Ta strona została przepisana.

Oto wynurzył się teraz na zachodnim horyzoncie biały punkt, który się do nas zbliżał. Wkrótce rozpoznaliśmy piechura, biegnącego tak pospiesznie, że jego burnus powiewał za nim jak chorągiew. Był to istotnie Selim, ucieszony, że nas doścignął i że mi się udało jeńców z więzów uwolnić. Ruszyliśmy w drogę.
Przeciwnicy nasi obrali kierunek północno wschodni i popędzili wprost do Bir Murat. Ponieważ zależało nam na tem, aby nie wiedzieli, że i my spieszymy do tego samego celu, trzymaliśmy się bardziej kierunku wschodniego i dopiero kiedyśmy nabrali pewności, żeśmy ich już znacznie wyprzedzili, ruszyliśmy wprost ku Dżebel Murat.
Była to właśnie pora modlitwy popołudniowej kiedyśmy do stóp wzgórza przybyli. Bez trudu odszukaliśmy onbaszę, pomimo, że starannie żołnierzy swoich ukrył.
Spoczęliśmy przez pewien czas, a potem rozdzieliliśmy łupy. Ja zatrzymałem mapy, zresztą do podziału się nie mieszałem, wyraziwszy tylko to jedno życzenie, aby Selim nie dostał nic. Była to kara za brak czujności i tchórzliwość, którą okazał. Żal mi trochę było tego starego gałgana, ale nauczka podobna mogła mu się przydać. W godzinę po modlitwie wsiedliśmy na wielbłądy, tym razem oczywiście w towarzystwie żołnierzy i ruszyliśmy ku Bir Murat.
Studnia leży w małej dolinie, otoczonej stromemi ścianami skalnemi. Składa się ona z sześciu otworów, wykopanych w gliniastym gruncie, a głębokich mniej więcej na trzy metry. Woda w niej nie jest zbyt czysta i ma smak rozczynu soli angielskiej, Kilku Beduinów rozbiło w tem miejscu swoje-namioty, by z polecenia szecha pilnować studni. Wyglądają oni nędznie i są wychudli jak szkielety, a to właśnie dzięki tej wodzie, której muszą używać.
Droga z Bir Murat na południe wiedzie uciążliwym parowem godzinami całemi poprzez skały i kamienie. Słońce już zachodziło, kiedyśmy do tego parowu do-