Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/407

Ta strona została przepisana.

— El Ukkazi! — odpowiedział fakir głosem pełnym zdumienia. — Czy moje oczy dobrze widzą? Tyś tu, przy Bir Murat? Allah cię tu sprowadził, gdyż właśnie chciałem się z tobą spotkać.
Przystąpił do Murada Nassyra i podał mu rękę, a ten potrząsnął nią i odrzekł:
— Istotnie Allah zrządził to spotkanie, a dusza moja cieszy się widokiem twego oblicza. Ty jesteś sam a ja mam ze sobą służbę, bądź moim gościem i usiądź przy mnie.
Fakir przyjął zaproszenie, kazał dozorcom zdjąć siodło z wielbłąda i dać mu wody, a potem usiadł obok Turka. Zauważyłem teraz przy świetle pochodni, że jego wielbłąd był jeszcze cenniejszem zwierzęciem, aniżeli mój hedżin. Skąd ten ubogi fakir, przyszedł do posiadania tak cennego wielbłąda? Na to pytanie odpowiedzi znaleźć nie umiałem, jeszcze bardziej jednak zdziwiło mnię to, że nie nazwał Turka Muradem Nassyrem, lecz El Ukkazim. Ukkazi znaczy tyle co kula, a używają tego słowa także w znaczeniu przezwiska kulas. Skąd Turek miał tę nazwę? Był przecież zdrów zupełnie, a jego chód był pomimo otyłości, lekki i równy.
Poszedł sam do namiotu, by fakirowi przynieść cybuch. Ten święty człowiek powiedział mi niedawno w Sijut, że nigdy nie pali, a teraz przyjął fajkę i zaczął dymić tak, jakby był zapalonym palaczem. Teraz nie gniewałem się już na kolczaste zarosla, bo leżałem od studni najdalej o pięć kroków i spodziewałem się usłyszeć wiele zajmujących rzeczy.
Rozmawiający zamienili najpierw zwyczajne towarzyskie frazesy, potem zjedli wieczerzę, podczas której poganiacze wielbłądów stali skromnie na boku. Kiedy wieczerzę spożyto, rozglądnął się fakir badawczo dokoła i rzekł:
— To, co mam ci powiedzieć, chcę, żeby zostało przy tobie. Czy tutaj rozmowy naszej nikt nie podsłucha?
— W namiocie sąsiednim, mieszka córka mojego