Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/416

Ta strona została przepisana.

wpadł na myśl porwania Beduinek? To najśmielszy czyn, jakiego dotychczas dokonał. Jeśli się jednak dostanie do wiadomości publicznej, że to był on, wystąpią przeciwko niemu nie tylko świeccy sędziowie, lecz i nauczyciele religii, a wtedy może być z nim źle.
— Nic się nie wyjawi. Nasi ludzie mają tak dobry udział w łupach, że nikt z nich ani ust nie otworzy, by wskazać dowódcę. Jeden z naszych odbiorców w Stambule prosił, o Arabki. Pisał, że Murzynki za brzydkie, a Czirkassierki teraz nie w modzie. Arabek nie było jeszcze w handlu, a ponieważ z tego powodu będą zupełną nowością, należy się spodziewać bardzo obfitego zarobku.
— A zatem do Stambułu! Jaką drogą idziecie?
— Przyszliśmy przez Wadi Melk, Wadi el Gab, koło wyspy Argo przeprawiliśmy się przez Nil, a teraz zmierzamy do Rauai naprzeciwko Dżiddy. Tam będzie stał na kotwicy okręt naszego odbiorcy i przyjmie towar.
Słowa te potwierdziły najdokładniej moje domysły. Około sześćdziesiąt niewolnic! A stary fakir przeszedł nad tem spokojnie do porządku dziennego. Tak mi się podobało w Moabdah i Sijut jego czcigodne oblicze, a tymczasem był to ohydny potwór pod maską świętego.
— Ale teraz rzecz: główna. — rzekł. — Mój syn jest z wami?
— Jest. Jedzie z nami aż do Ras Rauai, aby tam odebrać pieniądze.
— A do Bir Murat nie przyjdzie? p
— Nie, bo na razie nikomu nie chce się pokazywać. Dzięki ukrytym studniom, które mamy w pustyni, możemy podróżować tak, żeby nikt o nas nie wiedział, ale sześćdziesiąt niewolnic, pięćdziesiąt ludzi eskorty i należące do tego zwierzęta wymagają bardzo wiele wody. Mimoto nie musielibyśmy się zwracać tutaj, gdyby łotry jakieś nie odnalazły były naszej ostatniej studni i nie wypróżnili jej do dna.