Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/43

Ta strona została przepisana.

skoki. Za nim pędzi spotniały i sapiący hammar, który bije swe zwierzę, szturka, kopie i obrzuca kamieniami, by jego bieg przyspieszyć. Ci hammarzy to prawdziwi znawcy ludzi. Poznają oni na pierwszy rzut oka, czy mają przed sobą Anglika, Francuza, Włocha, czy też Niemca. Z języków tych narodowości rozumieją po kilka słów i frazesów i mają nawet pewne wiadomości z geografii i historyi tych krajów, jak tego dowodzi sposób polecania kłapouchów. „Tu jest piękny Bismark!“ krzyczy jeden, widząc obcego, którego uważa za Niemca. Mówiąc Bismark, ma oczywiście osła na myśli. „Here is a fine general Grant!“ woła drugi do Jankesa a Anglik słyszy okrzyk zwrócony do siebie, „Here is a good beefsteak, a celebrated Pahnerston!“ Republikański Francuzmusi znowu wysłuchać „Monsieur, voila le plus grand Napoleon, j’ai l’animal, le plus préféable de la France!“
Właśnie usiedli przed nami na środku ulicy dwaj arabscy kuglarze, ażeby zaprodukować swoje sztuki. O kilka kroków od nich zgromadził Muhad’dit[1]) dokoła siebie grono ciekawych, ażeby za dwie lub trzy najdrobniejsze monety opowiedzieć kilka bajek, tysiąc już razy słyszanych. W pobliżu tańczył młody murzynek na szczudłach, i grał przytem na instrumencie podobnym do fletu. Między tłumem przeciska się orszak głęboko osłoniętych kobiet, jadących na osłach. Potem przechodzą przez gościniec wysokie, ciężko objuczone wielbłądy, jeden przywiązany słomianym sznurem do ogona drugiego. Za tą karawaną idą sapiąc hammarzy, tragarze z ciężkiemi pakami i skrzyniami na głowach i, aby nie wypaść z taktu, śpiewają przytłumionym głosem kilka powtarzających się słów.

Wtem nadchodzi czyściciel fajek z kilku owiniętymi przędzą drutami, które trzyma w żółtych, cuchnących tytoniem rękach. Potem zjawia się zakkah-hemali, który nosi ze sobą wielkie gliniane naczynie z jakimś napojem,

  1. Opowiadacz.