Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/438

Ta strona została przepisana.

przewodnik ani jednego słowa mu nie powtórzy, gdyż usta jego wkrótce zamilkną na zawsze.
— Sądzisz, że zginie?
— Zginie, i zginąć musi, bo zna tajemnicę tej studni. Gdyby studnie tajemne zostały odkryte, mógłby każdy brać sobie wodę, a potem nie miałby Ibn Asl czem poić swoich karawan i musiałby cały handel zarzucić. Dlatego też poprzysiągł każdemu obcemu, któryby odkrył studnię, śmierć natychmiastową, która i szejka Monassyrów nie minie.
— W takim razie oczywiście szejk sprawy nie zdradzi. Czy jednak postąpiłeś słusznie, prowadząc go tutaj, chociaż już przedtem wiedziałeś, że to przypłaci życiem?
— A mogłem postąpić inaczej? Potrzebowaliśmy koniecznie wielbłądów i to pospiesznych. On jeden je miał i zgodził się na wypożyczenie tylko pod tym warunkiem, że razem z nami pojedzie. Nie dowierzał nam, więc sam sobie winien. Posłałem go po gnój wielbłądzi, ażeby ci to powiedzieć w jego nieobecności. Tłómacząc mu nasze plany, wzbudziłem w nim pełne zaufanie do nas i dlatego ani się spostrzeże, kiedy go śmierć zaskoczy. Czy ciągle jeszcze sądzisz, że byłem nieostrożnym?
— Teraz już nie, ale przyznasz, że nie zawsze byłeś ostrożnym.
— Kiedyż to okazałem brak niezbędnej rozwagi?
— Już nieraz. Przypomnij sobie noc w Kahirze, kiedyto giaur pochwycił cię jako stracha!
— Nie przypominaj mi tego! — zawołał mokkadem z gniewem. — Godzina, przez którą znajdowałem się w ręku tego psa, była najnieszczęśliwszą chwilą w mojem życiu, to też nie spocznę, dopóki mu za to sowicie nie zapłacę. A czy ty byłeś może rozumniejszy? Czy w Gizeh nie musiałeś uciekać przed nim z okrętu? A czy nie uszedł wam i wówczas, kiedy sądziliście na pewno, że się znajduje w dawnej studni w Sijut?
— Nie wspominaj o tem, bo mię wściekłość