Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/440

Ta strona została przepisana.

naśladować i stworzył istotę, mającą wprawdzie postać człowieka, lecz duszę dyabła. Od tej istoty pochodzą chrześcijanie, Adam zaś jest praojcem wiernych muzułmanów. Człowiek boi się prawie mówić i słuchać o tym giaurze i niech mnie Allah przed nim uchroni. Jeśli go pochwycicie, przypatrzę mu się tylko zdaleka, wobec tego jednak, co o nim słyszę, wątpię, czy go w swe ręce dostaniecie.
— Tym razem całkiem pewnie! — rzekł muzabir. — Jaka to będzie dla nas rozkosz! A potem biada mu, potrzykroć biada. Chciałbym go już teraz mieć w ręku, chciałbym....
Nie skończył zdania, gdyż podniosłem się na stopniu kamiennym i nagle zeskoczyłem w dół ku nim mówiąc:
— Spełniam twoje życzenie; oto mnie masz!
Zeskoczyłem w ten sposób, że stanąłem między ich strzelbami a nimi. Z początku oniemieli z przerażenia i nie ruszając się, patrzyli się tylko we mnie, jakby widmo ujrzeli. Wydobyłem rewolwery z za pasa, zwróciłem ku nim lufy i mówiłem dalej:
— Nie należy dyabła wywoływać, bo się zjawi. Mówiliście o mnie, jako o dyable, więc jestem.
Mokkadem ocknął się z przerażenia pierwszy. Sięgnął za pas, wydobył pistolet i krzyknął:
— Ty nie jesteś człowiekiem, lecz dyabłem. Idź do piekła, które jest dla ciebie przeznaczone.
Chciał do mnie wymierzyć, ale mu nogą broń wytrąciłem tak, że odleciała daleko. Kiedy chciał się porwać na mnie, kopnąłem go w brzuch tak silnie, że upadł i przewrócił kozła. W tej chwili podskoczył muzabir, gibki jak kot, dziesięć razy zwinniejszy od mokkadema. Zerwać się i strzelić do mnie, było dlań dziełem sekundy. Miałem zaledwie czas rzucić się w bok. Kula przeleciała mimo, ja zaś w tej samej prawie chwili ugodziłem go pięścią w skroń tak zręcznie, że padł bez przytomności.
Tymczasem mokkadem zerwał się znowu, dobył