Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/442

Ta strona została przepisana.

Opierał się, na nic mu się to jednak nie zdało. Rozbrojono go i związano tak, że rękami nie mógł wcale poruszać. Wzywał on wszelkich rodzajów zemsty niebios i Allaha, w czemeśmy mu oczywiście bynajmniej nie przeszkadzali.
Kiedy wiązano mokkadema i muzabira, naturalnie znacznie silniej i troskliwiej, dał się słyszeć głos, wołający z krawędzi wadi:
— Powalcie ich na ziemię, zabijcie ich, wpakujcie im wszystkie kule w głowy i wbijcie im noże w ciała. Czy jesteście już może gotowi?
— Milcz! — odpowiedział Ben Nil. — Ze strachu, tchórzu, nie schodzisz na dół.
Z tych słów wymiarkował, że już nie było niebezpieczeństwa, więc zeskoczył obiema nogami naraz i krzyknął na widok jeńców:
— Zwycięstwo, tryumf, chwała, cześć! Bitwa wygrana, wróg pokonany!
— Milcz samochwalco! — zawołał Ben Nil. — Jesteś pierwszym przy jedzeniu, ale tam, gdzie się trzeba zdobyć na odwagę, ciebie nigdy niema. W walce nie widziałem cię jeszcze nigdy. Masz tu tego szejka, zaprowadź go do obozu.
— Szejka? Ani myślę! Ja wezmę muzabira, który mnie chciał w studni zagłodzić. Zemsta moja będzie okropna!
Muzabir, a potem i mokkadem przyszli do siebie, Podniesiono ich z ziemi, poczem Selim wziął muzabira za rękę i rzekł:
— Naprzód drabie! Dostałeś się w moją potężną moc, to też zdepcę cię, jak słoń robaka.
Muzabir, choć silnie skrępowany, skoczył na niego, rzucił go na ziemię i w braku innej broni chwycił go zębami za gardło. Kąsał, jak wściekły pies, lecz na szczęście zdołał Selimowi tylko skórę poszarpać. Ten długonogi tchórz wyciągnął ręce i nogi i przerażony nie bronił się wcale, tylko wrzeszczał i beczał, jak ciele zarzynane. Chwyciłem muzabira za kark, poderwałem