Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/444

Ta strona została przepisana.

wolno ci ust otwierać, a więc przedewszystkiem nie mówić.
— Allah! To bardzo źle! A jak długo to potrwa?
— Dopóki nie przeminie niebezpieczeństwo; ja ci sam powiem.
— Ależ ja muszę jeść i pić, a sam Allah wie, że tego nosem czynić nie można.
— Przy jedzeniu i piciu wolno kęs lub łyk wziąć do ust, lecz przytem nie wolno oddechać ani mówić.
— Usłucham cię, effendi, usłucham. Wolę milczeć przez pewien czas, aniżeli zginąć na tę straszliwą chorobę. Co to za straszna rzecz utracić ręce, nogi, a potem żyć tygodniami mając już tylko głowę. Nie, tegobym nie zniósł. Przysięgam ci na brody wszystkich kalifów, że nie przemówię ani słowa.
— A zatem spróbuję cię leczyć. Jesteś człowiekiem z silną wolą, więc przypuszczam, że nie zrobisz wstydu mojej sztuce i wiedzy.
— Słusznie, bardzo słusznie! Zobaczysz, jaką będziesz miał ze mnie pociechę, żebym tylko ja tak samo dobrze na tem wyszedł. Będę chętnie milczał, byle tylko uniknąć tej strasznej choroby, a następnie śmierci!
Jeńców i ich wielbłądy zaprowadzono na górę do naszej kryjówki. Musieliśmy zamknąć napowrót studnię i zatrzeć ślady po tem, co się stało. Następnie dałem wskazówki porucznikowi i onbaszy na dzisiejszy wieczór.
Ponieważ sam miałem zamiar śledzić karawanę i czegoś się dowiedzieć, dlatego oni obaj musieli przewodzić dwom grupom, które mieliśmy utworzyć przed atakiem. Natarłszy wprzód szyję Selima salmiakiem, pokazałem porucznikowi i onbaszy miejsca, któremi mieli sprowadzić swoje oddziały do wadi. Dalsze ich postępowanie zależało od okoliczności. Ja sam zeszedłem znać się tak dobrze z położeniem, żeby w nocy nie popełnić najmniejszego błędu. Następnie powróciłem do obozu, nadzwyczajnie zadowolony z tego, że dwaj najgorsi moi nieprzyjaciele, a szczególnie Abd el Barak,