Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/456

Ta strona została przepisana.

z nich w jego obecności ani słowa jednego nie miała odwagi przemówić.
— Kiedy już studnię do dna wypróżniono, usiadł przy niej na ziemi, oparł łokcie na kamieniach i położył głowę na dłoni. W tej postawie przypatrywał się drugim.
Poszedłem za jego przykładem i przyglądałem się wszystkiemu najdokładniej. Przedewszystkiem wpadło mi w oko, że żaden z tych ludzi nie miał przy sobie flinty ani pistoletu, a cała ich broń stanowiły teraz noże, tkwiące za pasami. Jak później zauważyłem, złożyli strzelby za namiotami kobiet obok innych pakunków.
Indyanin jest znacznie ostrożniejszy. O ile nie znajduje się w wigwamie, nie wypuszcza broni z ręki a nawet śpiąc, ma ją tuż obok siebie. Od nich właśnie i ja się tego nauczyłem. Beduini przeciwnie; zauważyłem już nieraz, że kiedy rozbiją obóz, składają na kupę swoje długie strzelby i ani myślą nawet postawić przy nich straży.
Po wąwozie, zaczął się rozchodzić odór palonego gnoju wielbłądziego, Mężczyźni przynieśli kilka worów z wodą i z daktylami i poukładali się w pobliżu wodza, by spożyć skąpą przekąskę. Było to bardzo mięszane towarzystwo, bo widziałem tam twarze o najrozmaitszych cerach, od głębokiej czerni począwszy aż do jasnego, słońcem przyciemnionego bronzu.
Rozmawiali z sobą pocichu. Oni także nie mieli widocznie odwagi mówić głośniej przy wodzu. Z pod namiotów dochodziły do moich uszu głosy kobiece, ani słowa jednak z ich rozmów nie zdołałem zrozumieć. Te które widziałem nad studnią, były istotnie piękne i pod tym względem sławę kobiet Fessara wyglądem swoim zupełnie uzasadniały.
Z kolei zwróciłem uwagę na człowieka nadchodzącego z tej strony obozu, w której spoczywały wielbłądy. Usiadł obok dowódcy i nie mówiąc mu ani słowa, wydobył kawał mięsa suszonego i zaczął jeść.