Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

i woła trwożliwym głosem: „Figi, figi, od moich oczu słodsze!“
Kto postawił tu to biedne dziecko i kto mu przepisał te słowa? W każdym razie jakiś wyrachowany handlarz, gdyż oczy małej z głęboko rozmarzonem spojrzeniem były istotnie słodkie. Było to piękne dziecię, choć czarnej barwy. Jej trwożnie błagalny głos i wyciągnięte rączęta powinny były właściwie każdego przechodnia skłonić do zamiany u niej kilku para na figi. Nie mogłem prawie oczu odwrócić od tej małej, Jej subtelny głos brzmiał lękliwie, a słowa „figi, figi“ wydawały mi się wołaniem o pomoc. Postanowiłem dać jej na odchodnem dobry bakszysz. Zauważyłem, że nietylko mnie pociągało to dziecko. Murzynek-kelner przeszedł w przeciągu godziny trzy razy, ażeby sobie kupić figę. Czy to był tylko łakotniś, czy też czynił to z dziecięcej sympatyi? Kiedy zbliżał się do niej, zaczynały jaśnieć jej oczy a twarz jej przybierała wyraz wybuchającej miłości. Działo się też to zawsze, ilekroć spojrzała na drugą stronę i oko jej spotkało się z jego okiem.
Teraz nie miał żadnego zajęcia, siedział na pół odwrócony od nas w kącie i... płakał, naprawdę płakał. Widziałem, jak osuszał sobie co chwila łzy grzbietem ręki. Czy ten swawolny chłopak umiał być smutnym? Jeśli tak, to nie było to zwykłe dziecięce strapienie, które tu w tem otoczeniu wyciskało mu łzy z oczu.
Wzrok małej odnalazł go w kącie; ujrzawszy go płaczącego, przytknęła natychmiast obie ręce do oczu, Między obojgiem tych dzieci musiał zachodzić jakiś serdeczny stosunek. Nie umiem powiedzieć, jak się to stało i dlaczego tak uczyniłem, dość, że powstałem i podszedłem do chłopca. Widząc mnie przed sobą, wstał i chciał się oddalić, szlochając zcicha. Zatrzymałem go za rękę i zapytałem w tonie budzącym zaufanie.
— Dlaczego płaczesz? Czy możesz mi powiedzieć?