ich twarzach zauważyłem coś jakby wstyd, że pomimo ich znacznie większej liczby, miałem nad nimi przewagę. Wydawało im się to niepodobieństwem widzieć w nieznajonym przyjaciela lub sprzymierzeńca, występowałem jednak z taką pewnością siebie, że musiało ich to przekonać. Odłożyli strzelby na bok i przy nas usiedli. Ponieważ nie odezwałem się zaraz, przemówił pierwszy dowódca:
— Słowa twoje brzmią bardzo zagadkowo. Znamy twoje imię i wiemy, że jesteś handlarzem, ale nie wiemy, gdzie mieszkasz i skąd przybywasz?
— Pochodzę z Dimiat. Zanim jednak na inne wasze pytania odpowiem, wyjaśnij mi, kto wam powiedział, jak się nazywam ja i mój towarzysz, boć przecież twierdzicie, że nas nie znacie.
— Usłyszeliśmy strzały, więc wysłałem ludzi na zwiady. Oni przybyli tutaj i słyszeli waszą rozmowę. Nazywaliście się po imieniu i mówiliście o cenach czarnych, brunatnych i czerkieskich niewolnic.
— Tak rzeczywiście było. Tam na skale, stało jakieś zwierzę; wystrzeliłem do niego i cofnęło się, lecz wróciło i zniknęło dopiero wtedy, kiedy mu drugą kulę posłałem. Czy znacie handlarza, nazywającego się Murad Nassyr?
— Tak, znamy go.
— On pochodzi z Nift obok Ismir. To bardzo dobry mój przyjaciel i wspólnik w interesach. Mogę wam powiedzieć, że i ja handluję niewolnikami. Wy mnie nie zdradzicie, przeciwnie, spodziewam się zawrzeć z wami niejeden dobry układ. Murad Nassyr przybył do Egiptu, ażeby tu poczynić wielkie ząkupy. Szukał mnie w Dimiat, lecz mnie tam już nie zastał, bo właśnie wyjechałem. Dowiedziawszy się potem, że był u mnie, i chciał się ze mną rozmówić, ruszyłem za nim do Kahiry, a potem do Sijut, ale i w jednej i w drugiej miejscowości jużem go nie zastał. Dowiedziałem się tylko, że sandał jego „et Ter“ odpłynął do Korosko.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/470
Ta strona została przepisana.