Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/472

Ta strona została przepisana.

— Ale skąd oni wiedzieli o tej wyprawie? — przerwał mi dowódca.
— Pozwól mi tylko mówić dalej, a zaraz się dowiesz. Wyprawa wasza wywołała niesłychane wrażenie, a reis effendina starał się was pochwycić. Chciał wam zastąpić drogę przez Amur i wysłał w tym celu porucznika z oddziałem żołnierzy do Korosko, do obcego chrześcijańskiego effendiego, swojego sprzymierzeńca, a sam zaczaił się w Berberze i kazał sobie przysłać żołnierzy z Chartumu. Szczęściem znajdował się między nimi członek Kadiriny, imieniem Ben Meled.
— Wszystko to zgodne z prawdą! — zawołał dowódca. — Meled jest na naszym żołdzie, wyświadczył nam też już niejedną przysługę. Poznaję, że możemy ci ufać w zupełności. Jesteś rzeczywiście naszym przyjacielem i pozdrawiam cię, jako takiego z radością.
Podał mi rękę, poczem musiałem uścisnąć ręce wszystkich obecnych. Jak to dobrze, że podsłuchałem rozmowę mokkadema i muzabira i usłyszałem o tym Ben Meledzie. Nie było rzeczą łatwą połączyć nieliczne, usłyszane wtedy szczegóły, w jedno opowiadanie, dość szczęśliwie mi się to jednak udało. Słuchacze moi przysunęli się bliżej, a ja mówiłem dalej:
— Mokkadem zna waszą tajną drogę przez pustynię, chciał i musiał was ostrzec, lecz nie miał czasu, gdyż czekano na niego w Chartumie. Ten obcy effendi ma być bardzo niebezpiecznym człowiekiem; tak opowiadał mi mokkadem. Wiedząc, że i ja handluję niewolnikami, dał mi bardzo dobrą radę, żebym ich nie kupował od Murada Nassyra, lecz wprost od was, od Ibn Asla. Za jego radą, postanowiłem odszukać zaraz waszego wodza i powiedzieć mu, że wspomniany effendi zaczaił się na niego w pustyni. Mokkadem opisał mi to wadi i zapewnił mię, że was spotkam przy stojących tu gacyach. Ponieważ jednak nie znam pustyni, wynająłem sobie od Menelika, szejka Monassyrów, wielbłądy.
— Słyszałem o nim, — wtrącił dowódca. — To