Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/475

Ta strona została przepisana.

Zaświędziała mnie ręka, ażeby mu wymierzyć policzek, ale jeszcze na razie musiałem przybrać pokorną minę. Gdybym się z nim posprzeczał, naraziłbym na niebezpieczeństwo nietylko plan mój, ale może i życie. Chodziło mi teraz przedewszystkiem o to, żeby mię uznał za gościa i tem samem zapewnił mi bezpieczeństwo. To też zamilkłem i usiadłem obok wspomnianego już brzydala, którego rozmowę z dowódcą podsłuchałem przy studni. Ten drugi wziął w rękę kilka daktyli i podzielił się ze mną, poczem napełnił wodą mały harbuz i pociągnąwszy kilka łyków, podał mi naczynie, nakoniec uścisnął mi rękę i rzekł:
— Witam cię! Jedz i pij, jesteś moim gościem.
Wypiłem czemprędzej nieco wody, włożyłem w usta daktyl i dałem znak Ben Nilowi, ażeby się zbliżył. Zrozumiał sytuacyę zupełnie, przystąpił szybko do mnie, napił się wody, wsunął w usta daktyl i rzekł zwracając się do dowódcy:
— Jem i piję twoje dary, więc teraz skrzydła twojej opieki rozpostarte są nade mną i każdy z twoich przyjaciół lub wrogów jest także moim.
Stało się to tak szybko, że dowódca nie miał czasu temu przeszkodzić. Fuknął tylko na mnie z gniewem:
— Czemu bez pozwolenia podałeś to dalej?
Byłem już teraz jego gościem i nie potrzebowałem się niczego obawiać, nie byłem więc już tak powściągliwy, jak przedtem, i odrzekłem:
— Dałem Ben Menelikowi, ponieważ on do mnie należy i tem samem jest także twoim gościem. Wiem zresztą, że tylko rozwaga i zrozumienie sprawy nie pozwoliły ci, abyś mi sam wyraźnie wydał odnośny rozkaz.
— Zrozumienie sprawy? Jakto?
— Jakto? — powtórzyłem w tym samym tonie jego pytanie. — Ponieważ nie masz prawa mi rozkazywać.
— Mylisz się. Jestem tutaj dowódcą i władcą.
— Prawdę mówisz, że jesteś władcą, w każdym