Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/478

Ta strona została przepisana.

cenie zrozumiał. Następnie poczołgałem się przed siebie, aby wielkim łukiem wydostać się poza łowców, i usiadłem poza wystającą naprzód skalną krawędzią. Po chwili czekania usłyszałem jakiś szmer cichy. Był to dowódca bandy i jego towarzysz, którzy na czworakach posuwali się naprzód. Kiedy mię minęli, poczołgałem się dalej za nimi, dopóki nie zauważyłem, że się zatrzymali i usiedli obok siebie na ziemi. Przysunąłem się wtedy do nich tak blizko, że głowa moja była tylko o dwa łokcie od nich oddalona. Rozmawiali szeptem; chcąc ich przeto podsłuchać musiałem położyć się przed nimi, a nie za nimi. Było to bardzo niebezpieczne, ufałem jednak szczęściu i ciemności, a przedewszystkiem podobieństwu barwy mojego ubrania, do barwy otoczenia. Gdyby mnie mimo to spostrzegli, kto wie, na czemby się cała awantura skończyła.
Nieliczne, dosłyszane z ich rozmowy słowa pozwoliły mi się domyśleć, nad czem się naradzali. Mówili najpierw o mnie, a syn okrucieństwa rzekł:
— Trąciłem cię, żebyś szedł za mną, gdyż musimy być bardzo ostrożni. Co ty myślisz o Saduku el baja?
— To wcale niezwykły człowiek — odrzekł brzydal. — Burmistrzem takiego miasta, jak Dimiat, może być tylko człowiek, który się bardzo odznaczył. A to, że nazywają go ojcem zgrozy dowodzi, że musi z podwładnymi obchodzić się surowo.
— Wszyscy tacy urzędnicy są surowi dla swoich podwładnych, ale sami niewiele o prawa się troszczą. Ten burmistrz handluje przecież niewolnikami, choć wie, że to jest rzecz zabroniona. To zresztą sprawa zupełnie dla mnie obojętna. Zauważyłem jednak coś ciekawszego. Ten człowiek jest wprawdzie urzędnikiem cywilnym, ale musiał być przedtem oficerem. Świadczy o tem całe jego zachowanie się wobec nas.
— Rzeczywiście musimy przyznać, że się zaskoczyć nie dał, przeciwnie odrazu wziął nad nami górę. Allahowi jedynemu wiadomo, jak się tego wstydzę. Szczęście, że on sam nas szukał, bo inaczej mógłby