Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/480

Ta strona została przepisana.

średnio, bądź co bądź jednak dar pozdrowienia ode mnie otrzymał.
— To mądra myśl, jestem gotów czynić wszystko, co mi każesz. Powiedz mi tylko, w jaki sposób zabierzemy się do dzieła. Bez chałasu trudno to będzie uczynić. A co powie burmistrz, gdy zobaczy, że zamordowano mu towarzysza?
— Zamordowano?
— Tę myśl trzeba od niego odsunąć. Musimy się brać do rzeczy bardzo podstępnie. Nożem nie możemy zabić chłopca. Ukąsi go jadowita żmija pustynna, assale.
— A skąd ją weźmiesz?
— Przypomnij sobie sahm es samm[1], darowaną mi przez wodza Tokalich. Człowiek, draśnięty całkiem lekko tą strzałą, jest bezwarunkowo zgubiony. Zakradniesz się do chłopca i ukłujesz go ostrzem strzały w palec u nogi.
— Zbudzi się i zacznie krzyczeć.
— Nie, gdyż wystarczy, jeśli go lekko zadraśniesz. Pomyśli, że to pchła piaskowa. Po krótkim czasie spuchnie cały, a kiedy nazajutrz rano burmistrz zastanie go martwego obok siebie, będzie musiał uwierzyć, że ukąsił go wąż jadowity, a nawet będzie zadowolony, że gad nie poczołgał się do niego.
— Więc chodźmy. Zrobię tak, jak mówisz, bo to myśl znakomita, przynieś mi tylko strzałę.
— Wobec tego wracaj na swoje pierwotne stanowisko, a ja nadejdę wkrótce.
Nie mogłem dopuścić do tego, aby się z miejsca ruszyli, bo gdyby Ben Kazawi zdołał dojść do siodła, miałby w ręku zatrutą strzałę, a ta w razie bójki mogłaby się stać bardzo niebezpieczną.

Byłem w Anglii i Ameryce świadkiem walk bokserów i wiele się przy tej sposobności sam nauczyłem. Ćwiczyłem się u znanego trenera w t. zw. „mil-

  1. Zatruta strzała.