Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/490

Ta strona została przepisana.

Strzela on bardzo dobrze. Niedawno temu otrzymali łowcy niewolników od wodza Tokalich w darze zatrute strzały. Oprócz tej, którą zachował sobie Ben Kazawi wszystkie inne strzały oddano Libanowi, ponieważ jest najlepszym strzelcem. Strzeż się, bo kiedy powróci z Ibn Aslem, spróbuje niezawodnie taką strzałę ci posłać. Odnośne polecenie otrzymał już od wodza.
— Dziękuję ci Marbo za ostrzeżenie, ale bądź spokojna, bo nic mi się złego nie stanie.
— Wiele słyszałam o tobie, effendi, i wierzę, że możesz się za nas pomścić. Nie masz pojęcia, ileśmy wycierpiały. Teraz nie chcę o tem mówić, ale opowiem ci to później. Szkoda, że ciemno! Ucieszyłabym się bardzo, gdybym mogła zobaczyć twarz twoją. Gdybyś mógł odprowadzić nas do naszych ojców i braci, przyjęlibyśmy cię z radością i nigdy, nigdy nie zapomnieliby Beni Fessara imienia człowieka, który ich żony i córki ocalił od hańby niewolnictwa.
— Bądź pewna, że swoich bliźnich zobaczysz.
— Niestety! Wielu z pomiędzy nich ci zbóje pomordowali. Effendi, czy wydasz tych morderców naszym wojownikom?
— Na to pytanie, nie mogę ci jeszcze dać odpowiedzi, gdyż los tych ludzi nie wyłącznie odemnie zależy. Muszę już odejść. Przybyłem tylko. na chwilę, by wam powiedzieć, że zbawcy wasi są już blizko. Niech was nie przestraszy głos walki, i jeśli strzały i krzyki posłyszycie, proszę was, żebyście z namiotu nie wychodziły, a to ułatwi bardzo moim ludziom zadanie.
— Dzięki Allahowi! Już się nad nami zbóje znęcać nie będą.
Zapytałem ją jeszcze, gdzie przechowują pochodnie i dowiedziałem się, że dwie lub trzy znajdę tu w namiocie. Kazałem sobie je podać, poczem pożegnałem ją i wyszedłem z namiotu, a przecisnąwszy się pomiędzy śpiącymi, udałem się do porucznika.
Dałem mu odpowiednie polecenia, poczem odszedł ze swymi ludźmi, żeby zająć opisane już stanowisko.