Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/505

Ta strona została przepisana.

wydał reisowi effendinie i jestem gotów życzenie twoje spełnić, jeśli uczynisz, co ci każę.
— Rozkaż tylko effendi, a będę posłuszny.
— Nie chcę dalszego przelewu krwi. I tak macie już dość zabitych i rannych. Winien temu twój współjeniec, który zdradziecko użył wolności do tego, aby twoich ludzi zachęcić do oporu. Ale niech na tem będzie koniec. Widzisz chyba, że opór wasz daremny. Albo wystrzelamy was z naszych strzelb dalekonośnych, jednego po drugim, albo odważycie się na atak ogólny i padniecie od naszych kul, zanim zdołacie nas dosięgnąć nożami. Poddajcie się dobrowolnie, a przyrzekam wam, że nie zabiorę wam życia, tylko wydam w ręce reisa effendiny.
Twarz jego rozjaśniła się rychło. Znał on braki egipskiego sądownictwa, zwłaszcza tutaj w tych stronach, i zamajaczyła mu oczach nadzieja, że zdoła się z rąk sędziów wykupić. Być może, że i sprawiedliwość reisa effendiny uważał za przekupną, gdyż odpowiedział natychmiast:
— Przystaję na twoje żądanie.
— A czy twoi ludzie będą ci posłuszni?
— Nie wątpię o tem, gdyż najmniejsze nieposłuszeństwo pociąga u nas za sobą karę śmierci. Bez tej surowości trudnoby było jakiekolwiek wyprawy na niewolników urządzać.
— W jaki sposób chcesz im swój rozkaz ogłosić?
— Puść mię do nich!
— Tego zrobić nie mogę.
— W takim razie pozwól mi zawołać jednego z ludzi, z którym się porozumię.
— Dobrze, ale to porozumienie musi się odbyć w mojej obecności.
Wspomniałem już, że nasi żołnierze mieli ze sobą wielki zapas kajdan. Posłałem teraz jednego z nich na górę, ażeby sprowadził je na wielbłądzie. Ne wezwanie Ben Kazawiego przyszedł jakiś człowiek i usiadł przy nim na ziemi. Dowódca zawiadomił go o swojem