Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/506

Ta strona została przepisana.

postanowieniu, i wytłumaczył mu, z jakich je powziął powodów. Następnie powstał, przypatrzył mi się wzrokiem ponurym i rzekł:
— Effendi, zabrałeś nam strzelby i możesz nas wystrzelać, jeśli ci się spodoba; wiemy o tem i dlatego ci się poddajemy, pamiętaj jednak o przyrzeczeniu, że wydasz nas reisowi effendinie. Ale nie sądź, że nam życie odbiorą. Takiej przyjemności nie zrobi chrześcijaninowi żaden sędzia egipski. Może zobaczymy się kiedyś, później; wtedy ty będziesz się musiał poddać!
Odszedł, a tymczasem powrócił wysłany po łańcuchy żołnierz, prowadząc za sobą wielbłąda. Ogromny stos łańcuchów złożono na ziemi. Każdy łańcuch miał obrączki na ręce i nogi. Kogo w takie kajdany zakuto, był już pewny, zwłaszcza tu na pustyni, gdzie jeniec nawet w razie ucieczki musiałby umrzeć z głodu i pragnienia.
Łowcy stali dokoła pełnomocnika, a on tłómaczył im coś długo, natarczywie, poczem rozwinęła się między nimi bardzo ożywiona dyskusya. Widocznie na kapitulacyę nie wszyscy się zgadzali. Wkońcu jednak dali się przekonać i pełnomocnik wrócił z oświadczeniem, że się wszyscy poddają. Na widok kajdan, doznał niemiłej niespodzianki i zapytał:
— Tu leżą kajdany żelazne; czy one może dla nas przeznaczone?
— Tak, — odpowiedziałem.
— Na to nie możemy się zgodzić!
— A jednak będziecie musieli!
— Nigdy! Jesteśmy ludźmi wolnymi i nie pozwolimy się krępować.
— Wolnymi ludźmi? Znajdujecie się w naszej mocy i ja mam was wydać reisowi effendinie, a ty to nazywasz wolnością?
— Wszystko to prawda, kajdany jednak niepotrzebne.
— Być może, mimo to jednak każę je wam założyć.