drugim okulawił. Wolimy zatem pogodzić się z losem. Oto moje ręce, każ mi założyć kajdany!
Życzenie jego kazałem natychmiast spełnić. Kiedy już był zakuty, wołał swoich ludzi jednego po drugim, oni zaś przychodzili tak, jak ich wołano, na tę stronę, gdzie otrzymywali kajdanki. Nikt nie powiedział ani słowa, ale spojrzenia ich były tem wymowniejsze. Biada mi, gdybym kiedyś później miał któremu z nich wpaść w ręce. Brzydal przyszedł na ostatku i on jeden nie zdołał w milczeniu pogodzić się z losem. Mijając mnie, pokazał mi pięść i zagroził:
— Dzisiaj mnie, a jutro tobie. Policzymy się!
— Uważaj, żebyś wtedy przyczynku nie dostał — odpowiedziałem.
Ranni nie mogli przyjść i musieliśmy udać się do nich. Kiedyśmy się już uporali z łowcami, otworzyły się namioty i uwolnione niewolnice wybiegły naprzeciw nas. Nastąpiła scena, którą wprost trudno opisać.
Twierdzą ludzie, że piękniejsza połowa rodzaju ludzkiego przewyższa brzydką znacznie pod względem obrotności języka. Nie wiem, czy to zdanie jest zupełnie słuszne, w każdym razie jednak nawet najbardziej zdecydowany przeciwnik tego twierdzenia musiałby przyznać w tej chwili, przynajmniej odnośnie do kobiet Fessara, że jednak to zdanie jest słuszne. Sprawność ich ust była iście zastraszająca. Tak nas zarzucono pochwałami i wyrazami uwielbienia, że nikt z nas do słowa przyjść nie zdołał i bezradni musieliśmy słuchać w milczeniu. Otoczono mnie dokoła, a wszystkie niewolnice cisnęły się jedna przez drugą i mówiły do mnie naraz. Każda wołała, piszczała lub śpiewała, przyczem ze sto rąk wyciągnęło się do mnie. Rozstawiłem nogi, by stać mocno, jak skała w morzu, ale to nic nie pomogło, gdyż posuwano mnie tam i sam tak, że ledwie mogłem utrzymać się na nogach.
Wyjątek stanowiła tylko jedna Marba, córka szejka. Stała zdaleka nie biorąc udziału w tym niewieścim
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/509
Ta strona została przepisana.