Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/515

Ta strona została przepisana.

stałbyś się do Bir Murat dopiero za dwa dni. Jeśli pojadą, to już najbliższej nocy przybędziesz nad studnię.
— A ty, effendi, z kim się w drogę wybierasz?
— Biorę z sobą Ben Nila.
— Czy to wystarczy, jeśli się spotkasz z lbn Aslem?
— Aż nadto! Ufam sobie o tyle, że nawet sam wziąłbym na siebie jego i jego ludzi. Przedewszystkiem zależy mi teraz na schwytaniu zbiegów, więc idę, aby się przekonać, czy ślady będzie można odszukać.
Obóz nasz, z którego uciekli, leżał na północnym brzegu wadi, mimoto wszedłem na południowy, gdyż Bir Murat leży w stronie południowej, a nie wątpiłem, że tam właśnie podążyli. Dostawszy się na górę, puściłem się najpierw kawałek drogi wprost na puszczę, potem zwróciłem się na prawo, ażeby, idąc równolegle z wadi, zbadać piasek. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem istotnie ślady, wiodące z wadi na pustynię. Wróciłem jeszcze raz do obozu.
Kiedy wczoraj widziałem, jak bito Marbę, postanowiłem oburzony ukarać Ben Kazawiego i brzydala, skoro tylko dostaną się w moje ręce. Właśnie teraz postanowiłem zamiar ten wykonać. Kiedy jednak zszedłem ze wzgórza w dolinę, zauważyłem w obozie jakieś poruszenie, którego przyczyny nie mogłem na razie dociec. Kobiety wykrzykiwały z radości, a wśród ich gwaru grzmiał gniewny głos porucznika. Pospieszyłem czemprędzej na dół. Kiedy dostałem się na dno wadi i porucznik mnie zobaczył, podbiegł ku mnie i zawołał już z daleka:
— O, effendi! Patrz, co one zrobiły! Ja temu zupełnie nie winien.
— Co się stało?
— Nie zdołałem temu przeszkodzić; stało się to zbyt nagle. I pocóżeś ty odjechał?
— Więc powiedz, co się stało?
Zamiast odpowiedzi biadał dalej:
— I ja mam z temi kobietami iść sam przez