Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/516

Ta strona została przepisana.

pustynię! To była sprawka jednej, a co będzie, gdy wściekłość ogarnie wszystkie?
— Człowiecze, odpowiadajże na moje pytanie! Chcę wiedzieć, co się stało.
— Morderstwo, morderstwo, podwójne morderstwo! Chodź i popatrz!
Wziął mnie za rękę i odciągnął tam, gdzie żołnierze i kobiety tworzyły krąg dokoła jeńców. Kiedy nadszedłem otworzyło się koło, a wszedłszy do środka, zobaczyłem Ben Kazawiego i brzydala, leżących w kałuży krwi. Wszyscy teraz zamilkli i oczy zwrócili na mnie. Teraz już domyśliłem się wszystkiego i zacząłem szukać wzrokiem Marby. Stała w pobliżu z zakrwawionym nożem w ręku, a patrząc na mnie zuchwale, zawołała:
— Ukarz mnie, effendi! Oni mnie bili, a krwawe pręgi można tylko krwią obmyć. Nie chcecie wydać ich mojemu plemieniu, więc odbyłam sąd sama. Z tamtymi zrób, co ci się podoba, ale ci dwaj musieli bezwarunkowo należeć do mnie. Powtarzam: ukarz mnie!
Zbliżyła się i podała mi nóż.
— Czyja to własność? — zapytałem.
— Moja. — odrzekł Ben Nil.
— Wyrwała ci go?
— Nie, effendi, prosiła, abym jej pożyczył i ja sam jej go dałem.
— Czy powiedziała ci, na co jej nóż potrzebny?
— Nie taiła swego zamiaru, mimoto dałem jej to, czego żądała, gdyż szanuję prawo pustyni. Ci złoczyńcy zasłużyli stokrotnie na śmierć. Sędzia weźmie pieniądze, a ich puści wolno. Może niektórzy z nich otrzymają kije, ale resztę z pewnością zamkną tylko na jakiś czas do więzienia i na tem skończy się wszystko. Mokkadem i muzabir przepadli dla mnie, bo opierałeś się mojej zemście. Byłbym ich zabił i oko Allaha cieszyłoby się, gdyby tych dwu łotrów na ziemi nie widziało. Tymczasem uciekli i kto wie, czy nam się uda ich schwytać. Oto skutki twoich względów dla ludzi,