Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/520

Ta strona została przepisana.

— Masz na myśli Ben Meleda?
— Skąd ty go znasz?
— Bo to on doniósł mokkademowi o twoim planie.
— Otrzymał już za to nagrodę. Wygadał się z tem przed drugim, a tamten o wszystkiem mi doniósł. Dowiedziałem się więc, że mokkadem i muzabir udali się do tego wadi, ażeby spotkać Ibn Asla. Zarekwirowałem czemprędzej wielbłądy i ruszyłem w drogę, zdrajca zaś otrzymał taką bastonadę, że nie przyda się już na nic Kadirinie. Jechaliśmy dziś przez całą noc i szukaliśmy studni, aż znaleźliśmy wreszcie ją i ciebie.
— Dzięki za to Allahowi! — westchnął porucznik. Ponieważ sam przybyłeś, spada mi z głowy troska o te kobiety. Wolę walczyć ze stu nieprzyjaciółmi, aniżeli transportować tych sześćdziesiąt dyablic. Ta Marba kłuje nożem dokoła siebie, jak dziki Sudańczyk. Jest najmłodsza i najpiękniejsza z tych wszystkich niewolnic; jakież w takim razie muszą być starsze? Nie potrafiłem przeszkodzić morderstwu.
— Ja sam nie byłbym mu przeszkadzał. Niech cierpi ten, kto zadaje cierpienia — rzekł reis effendina poważnie, używając zwykłego swego hasła. — Teraz wiem wszystko i chcę przypatrzeć się obozowi i ludziom.
Poszedł z nami do namiotów, przed którymi siedziały kobiety. Dowiedziały się już, kto on jest i czekały niecierpliwie, jak się wobec nich zachowa. Zamordowanie Ben Kazawiego i brzydala niepokoiło je jeszcze. Podniosły się, on spojrzał na nie wzrokiem przychylnym, ale poważnym. Pokazałem mu Marbę, a on przystąpił do niej i zapytał:
— To ty zabiłaś dwu ludzi?
— Przebacz panie; effendi także przebaczył.
— Nie mam nic do przebaczenia, gdyż postąpiłaś sprawiedliwie. Niech cierpi ten, kto. zadaje cierpienia. Wszystko, co wam zrabowano, otrzymacie, o ile się tylko znajdzie. Dam wam dwudziestu żołnierzy, a ponieważ effendi was uwolnił, on poprowadzi waszą karawanę.
Odwrócił się i poszedł do jeńców. I oni już po-