dwu na jednym wielbłądzie, ponieważ n. p. zbiegowie nasi szli pieszo. Kto wie, czy nam jeszcze w ręce nie wpadnie, i gotów jestem zaraz ruszyć za nim w pościg.
— Nie wątpiłem, że taką ochotę okażesz, ale to niepotrzebne; zresztą musisz niewolnice odprowadzić do domu.
— W takim razie ty za nim pospiesz!
— I ja na razie dam temu spokój. Niebawem jednak będę w Chartumie i pochwycę go tam albo gdzieś w tamtych stronach.
— Pytanie jednak, czy go tam znajdziesz, bo ostrzeżony przez swoich, będzie bardzo uważał, aby ci w ręce nie wpaść.
— Przypomnij sobie Turka Murada Nassyra. Chce on siostrę swoją dać Ibn Aslowi za żonę. W tym celu udaje się do Chartumu, gdzie ma się zjechać z przyszłym swoim szwagrem. Jeśli go tylko nie spuszczę z oczu, obaj wpadną mi w ręce.
— A czy jesteś pewny, że Murad Nassyr zamiarów twoich nie przejrzy i planu swojego nie zmieni?
— Nie troszcz się o to. Wierz mi, że i ja umiem być ostrożnym i przebiegłym. Jedź więc śmiało do osady Beni Fessarów, gdzie zbierzesz plon swoich czynów. Gdy powrócisz do Chartumu, dowiesz się, że błędu nie popełniłem.
— A gdzie cię tam zastanę?
— Na moim statku, a gdyby go tam nie było, dowiesz się od reisa el mina,[1] gdzie się znajduję.
— Oczywiście, w razie potrzeby, mogę się z tem pytaniem zwrócić także do którego z wyższych urzędników?
— Nie, gdyż u żadnego z nich nie będą. Ponieważ kedyw wyposażył mię w nadzwyczajne pełnomocnictwa, jestem tym ludziom niemiły. Zdaję się zwykle na siebie samego, zupełnie tak, jak ty. I ty także rzadko kiedy zwracasz się o interwencyę do zastępcy swego kraju.
- ↑ Kapitan portowy.