Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/76

Ta strona została przepisana.

— Wszyscy inni także, a ja chciałem tu właśnie zrobić sobie łoże.
Wziął mi z rąk lampę i poświecił ku bramie. Rozłożył tam na ziemi starą, słomianą rogożę i nakrył ją kocem, w który mógł się tak zawinąć, że pewnie ani duch jego, ani on ducha nie mógłby zobaczyć.
— A gdzie znajduje się murzyn? — spytałem.
— Na górze w przedpokoju kobiet, gdzie zatarasował się razem z niemi. Pan tu ze mną rozmawia a tymczasem lada chwila duch może nadejść.
— Szukałem ciebie. Chciałem się spytać, czy nie masz silnych sznurów lub rzemieni.
— Mam i zaraz przyniosę.
Przyniósł, czego żądałem a potem poradził mi, żebym się spać położył. Powróciłem do mego mieszkania i udałem się najpierw do tylnego pokoju, by się przypatrzyć dzieciom. Zasnęły mocno. Następnie udałem się do przyległej ciemnej izby i otworzyłem drzwi, wiodące na krużganek w dziedzińcu. Tu usiadłem na ziemi i czekałem z wielką niecierpliwością na zjawienie się ducha.
Wyznaję szczerze, iż życzyłem sobie jego przybycia, gdyż chciałem wiedzieć, czy mam słuszność, domyślając się, że to człowiek, a może nawet przełożony bractwa. Jeśliby to był Abd el Barak, którego uważałem za silnego człowieka, to należało być ostrożnym i bardzo zwinnym zarazem. Musiałem zaskoczyć go niespodziewanie. Chciałem czekać na niego w pokoju oświetlonym, by się dowiedzieć, co uczyni, jeśli mnie pozna. Siedziałem tak dość długo, a minuty dłużyły mi się w kwadranse. Zwróciłem oczy w kierunku przejścia przez ogród i nagle usłyszałem w tej stronie szmer, z zacienionego krużganku wynurzyło się coś wązkiego, jaśniejszego od otoczenia i zaczęło się poruszać. Była to szara teraz a więc prawdopodobnie biało ubrana postać. Wyszła z krużganku na otwarty dziedziniec. Nie była jednak sama, gdyż za nią szła druga a potem