Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/78

Ta strona została przepisana.

strach, lecz człowiek, z postaci bardzo podobny do Abd el Baraka.
Na dziedzińcu zmieniło się wycie wichru w naśladowanie wszelkiego. rodzaju głosów zwierzęcych, co było zaiste dziecinnym sposobem wywoływania trwogi przed strachami. Nie bardzo teraz jednak na to uważałem, gdyż mój strach: zwrócił się od drzwi do wnętrza pokoju, rozglądnął. się po nim i zwrócił się zwolna ku mnie. Zatrzymał się przedemną na krótką chwilę, ażeby mi się przypatrzeć. Pragnąłem zobaczyć jego twarz, było to jednak niepodobieństwem, ponieważ była zasłonięta, a ja nie mogłem powiek zbyt widocznie podnosić. Przez zasłonę rzęs widziałem tylko jego ręce pod burnusem. Czy rzeczywiście uważał mnie za śpiącego? Nie świadczyłoby to bardzo pochlebnie o jego inteligencyi, gdyż zgiełk, czyniony przez towarzyszy ducha, musiałby zbudzić każdego. Teraz porzucił mnie i poszedł cicho do dzieci. Pochylił się i podniósł róg mego haika. Zobaczył dwoje czarnych i spostrzegłem odruch zdziwienia, którego nie zdołał pohamować. To mię upewniło, że mam przed sobą Abd el Baraka.
Upuścił róg płaszcza i wrócił do mnie bez szmeru. Pochylił się nademną tak, że chusta, zwisając prostopadle, odsłoniła mi jego dolną szczękę i usta. Prawa ręka. wysunęła się z pod burnusa, a w niej błysnęło ostrze noża. Niebezpieczeństwo śmierci nade mną zawisło i nie mogłem się wahać już ani jednej chwili dłużej. Błędem byłoby, gdybym się podniósł, bo właśnie mógłbym się nadziać na nadstawiony nóż. Stoczyłem się zatem błyskawicznie z poduszki pod jego nogi i podniosłem je tak, że upadł na twarz. Nóż wypadł mu z ręki, a on sam legł głową i piersią na poprzek poduszek. W następnej chwili byłem już na nim, ścisnąłem go lewą ręką za gardło, a prawą zadałem mu kilka uderzeń w tył głowy. Wykonał słaby kurczowy ruch, którym się jednak nie mógł wyswobodzić i leżał przez kilka sekund cicho, co pozwoliło