mi owinąć mu sznur dokoła korpusu i rąk. Zaczął wtedy wierzgać nogami, ale bezzwłocznie związałem mu je drugim powrozem, tak, że zupełnie skrępowany znajdował się w mojej mocy. Potem zdarłem chustę i, zgodnie z swojem przewidywaniem, spojrzałem w twarz Abd el Baraka.
W oczach jego iskrzyła się wściekłość, lecz nie rzekł ani słowa. Było mi to bardzo na rękę, bo chciałem, ażeby dzieci spały. Musiałem wyjść, a bojąc się, żeby ich groźbami nie zmusił, by go uwolniły od sznurów, ścisnąłem go za gardło, a kiedy usta otworzył, aby tchu nabrać, wsunąłem mu w nie róg chusty.
Odciągnąwszy go jeszcze dalej od dzieci, ażeby nie mógł zatoczyć się do nich, wyszedłem na krużganek, nie wprost jednak, ale przez nieoświetlony pokój, aby mnie strachy nie dostrzegły. Wziąłem z sobą ciężką rusznicę, żebym w razie potrzeby miał się czem bronić.
Obydwaj hultaje hałasowali jak przedtem. Zobaczyłem, że, chcąc uchodzić za zwierzęta, zaczęli łazić na rękach i nogach. Pochyliwszy się, jak mogłem najniżej, jąłem się ku nim skradać. Ubranie miałem dość ciemne, tak że od otoczenia odróżnić mnie nie mogli. Kiedy do jednego z nich zbliżyłem się na siedm do ośmiu kroków, podbiegłem ku niemu i powaliłem go jednem uderzeniem kolby. Zawył lecz nie podniósł się z ziemi. Drugi, ostrzeżony tym krzykiem, zerwał się na równe nogi. Ujrzawszy mnie, zaczął uciekać. Pospieszyłem za nim wzdłuż próżnego basenu, potknąłem się jednak o kamień, który wypadł z ocembrowania, przyczem strzelba dostała mi się między nogi i z rąk mi wypadła. Zostawiłem ją oczywiście i popędziłem za uciekającym chajalem. Był on niestety lepiej obznajomiony z miejscowością, niż ja, i wyprzedził mnie znacznie, co znagliło mnie do tem większego pośpiechu. Biegł na przełaj przez ogród, po kupach rumowiska i przez zarośla zielska ku murowi, Właśnie wdrapywał się na szczyt muru, chcąc się z ogrodu wydostać,
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/81
Ta strona została przepisana.