Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/82

Ta strona została przepisana.

kiedy ku niemu nadbiegłem i jeszcze na czas pochwyciłem go za nogę i ściągnąłem na ziemię. Stało się to tak gwałtownie, że straciłem równowagę i upadłem na ziemię pod niego. Dobył noża i zamierzył się do pchnięcia. Uderzyłem go jednak silnie w przedramię i w ten sposób odparowałem cios. Nóż przeszedł mi między korpusem a ręką, ja zaś, nie tracąc czasu, uderzyłem przeciwnika od dołu pięścią w nos, a drugą ręką usiłowałem przytrzymać jego uzbrojoną pięść. Ból, sprawiony szczutkiem w nos, podwoił jego siły i wyrwał się z rąk moich. Ażeby ujść ponownemu pchnięciu, rzuciłem się w bok, poczem zerwałem się z ziemi. On jednak wolał nie próbować dalszego szczęścia w walce, ucieczka wydała mu się korzystniejszą. Zanim zdołałem przebiec odległość jego od siebie, wydostał się na mur i skoczył na drugą stronę. Usłyszałem, że pobiegł cwałem.
Niechaj sobie ucieka, pomyślałem zadowolony, że uniknąłem jego noża, i wróciłem na podwórze. Tam leżał strach drugi tak, jak padł od uderzenia kolby. Zbadałem jego pas i znaleziony w nim nóż schowałem do kieszeni, poczem udałem się do sieni, gdzie leżał waleczny Selim. Usłyszawszy moje kroki, jął z przerażenia odmawiać znaną modlitwę pielgrzymów do Mekki.
— O Allah, chroń mnie przed trzykroć ukamienowanym dyabłem, broń mnie przed wszelkimi złymi duchami i zamknij otchłań piekieł przed mojemi oczyma.
— Nie skomlij, ale wstawaj czemprędzej! — rozkazałem mu. — To ja jestem!
— Ty jesteś? A któż to taki? — zabrzmiało z pod kołdry, którą się owinął. — Ja wiem, kto jesteś! Przejdź obok mnie, gdyż jestem ulubieńcem proroka i ty nie masz mocy nademną.
— Głupiś! Czyż mnie po głosie nie poznajesz? Jestem obcym effendim, który mieszka u was w gościnie.