Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/91

Ta strona została przepisana.

ten dał mi sposobność porównania wpływu islamu i chrześcijaństwa. Jaką miłością, łagodnością, pokorą i uprzejmością odznaczają się członkowie chrześcijańskich kongregacyi, a jak pysznie, zajadle i zuchwale zachowywał się ten kierownik muzułmańskiego bractwa! I tacy oni wszyscy, ci nieświadomi muzułmani, których nabożność okazuje się w bezmyślnem odklepywaniu kilku pacierzy. To ludzie zawzięci, nie będący w stanie zrozumieć drugich i patrzący z góry nawet na swoich współwyznawców, jeżeli ci nie są członkami bractwa.
„Słucham“! Brzmiało to tak wyniośle, jak gdyby ten udawacz strachów był duchem samego proroka, który zstąpił na ziemię. Z trudem przezwyciężyłem się, by mu powiedzieć spokojnie:
— Czy ty znasz kutub[1] el Kadirine, które w pisanych zeszytach rozchodzą się wszędzie, gdzie mieszkają członkowie naszego bractwa.
— Znam je — potwierdził.
— Kto je pisze?
— Każdy pisarz może ułożyć taki zeszyt.
— No dobrze. Jestem muallif i chciałbym napisać taki zeszyt.
— Ty? — roześmiał się. — Jesteś giaurem!
— Radzę ci, byś drugi raz tego przezwiska nie powtórzył. Poznałeś już, jaką karą odpowiadam na taką obelgę. Jeśli ja kutub napiszę, to go ludzie będą czytali; już ja się o to postaram! Tytuł będzie brzmiał: Abd el Barak, el dżinni, Abd el Barak strachem, a wszyscy czytelnicy dowiedzą się, jaką nędzną rolę odegrał tu dziś słynny mokkadem pobożnej Kadiriny.
— Spróbuj! — zawołał głałtownie.

Gniew jego przekonał mnie, że plan miałem dobry. Gdybym mu zagroził policyą i sądem, zapewne mniejby sobie z tej pogróżki robił, aniżeli z takiego zawstydzenia wobec towarzyszów bractwa. Tylko w ten sposób można go było skłonić do ustępstw.

  1. Księgi.