Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Nie narażam się przytem na nic — oświadczyłem z zimną krwią. — Zniszczę cię w oczach wszystkich towarzyszy i utracisz tem samem wszelką moc zemsty nademną. Ze względu jednak na zacnych członków bractwa, chciałbym Kadirinie oszczędzić tej hańby, jaką ty na nią ściągnąłeś. Być może, że ustąpię od mego zamiaru, jeśli mi udowodnisz, że żałujesz tego, co się stało i że wyrzekasz się wszelkiej zemsty na nas.
Na wspomnienie żalu drgnął ze złości, lecz zapanował nad gniewem i rzekł stosunkowo spokojnym tonem.
— Na czem ma polegać ten dowód?
— Po pierwsze, oświadczysz, że się wyrzekasz wszelkich praw do tych dzieci murzyńskich.
— Wyrzekam się — odparł natychmiast, machnąwszy wzgardliwie ręką. Groźba moja podziałała więc tak, że ten warunek wydał mu się czemś bardzo drobnem.
— Ażebym był całkiem pewny, dasz mi pisemne pokwitowanie, że kupiłem dzieci od ciebie.
— Otrzymasz je.
— Następnie dasz mi list polecający do wszystkich członków Kadiriny, żeby mi pomocy i obrony udzielali w podróży.
— Napiszę ci go.
Powiedział to tak samo szybko, jak odpowiedzi poprzednie. Zdawało mi się, że dosyć wiele od niego wymagam, trudno mi więc było uwierzyć, że się zupełnie szczerze na wszystko godzi. Patrzył na mnie z boku w sposób potęgujący moje wątpliwości. Wietrzyłem podstęp, nie miałem jednak czasu do rozmyŚlań, więc mówiłem dalej:
— A w końcu sporządzimy krótkie pismo, zawierające opowiadanie tego, co się tu dzisiaj stało. Pismo to musisz podpisać.
Na to wybuchnął ze złością:
— Na życie proroka; tego nie zrobię!
— Nie przysięgaj na Mahometa, gdyż nie dotrzymasz, nie będziesz mógł dotrzymać przysięgi.