Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/96

Ta strona została przepisana.

przez siebie podpisane i w danym razie żadnym środkiem nie wzgardzi, przy pomocy którego mógłby swego dopiąć. Czy pana nie uderzył ton, jakim pożegnał się z nami.
— Tak, zauważyłem, że słowa jego były przepełnione złością.
— Raczej szyderstwem. Dziwna mi się wydaje także ta łatwość i szybkość, z jaką się zgodził na podpisanie listu polecającego. Domyślam się w tem wszystkiem zasadzki, którą poznamy może nawet dziś jeszcze, bo Abd el Barak prawdopodobnie wie, że ja dzisiaj odjeżdżam. Jestem pewny, że mu to Selim powiedział. Musimy się przekonać, czy na nasz statek nie wsiądzie także mokkadem.
— Kto ma to zbadać.
— Ja nie, gdyż o mnie chodzi, Selim nie zasługuje na zaufanie, a także i pańskiemu murzynowi nie można tego wywiadu powierzyć.
— Pójdę więc sam i to będzie najlepsze.
— Zapewne. Statek zowie się „Semek“ i widać go, jak zapewniał Selim, z poblizkiej kawiarni. Zadanie pańskie wymaga czujności i dlatego radziłbym panu wypocząć i udać się teraz na spoczynek. Strachów już niema i snu chyba nikt nam nie przerwie.
Pożegnałem Nassyra i sam także udałem się na spoczynek, uśpiwszy wprzód moich pupilów. Tym razem zgasiłem światło. Gdy się zbudziłem było już prawie południe. Selim przyniósł nam Śniadanie i oznajmił, że pan jego wyszedł wcześnie i że przysłał do domu dla mnie rozmaite przedmioty. Kiedy je zobaczyłem, nabrałem przekonania, że jednak Turek nie był takim samolubem, jak mi się przedtem zdawało. Zakupił nietylko żywność, lecz inne rzeczy, mające mi ułatwić Nilową podróż. Chodziło jeszcze przedewszystkiem o koszta podróży. Jeślibym je sam miał pokryć, kasa moja wypróżniłaby się do dna, co w przyszłości mogłoby się dla mnie okazać groźnem. Nassyr nie wrócił w południe do domu i, jak mógł, wytrwał sumiennie na stanowisku.