Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/101

Ta strona została przepisana.

— Effendi, co ty mówisz? Nie rozumiem...
— No, no, nie udawaj niewinnego. Powiedziałem <i z góry, że jesteście za głupi na to, by mnie oszukać. Uknuliście spisek przeciw mnie.
— To nieprawda! Jaki spisek? Nie wiem o niczem!
— Fakir el Fukara ma was ocalić w ten sposób, że sprowadzi tu twego syna Ibn Asla.
— Ależ o tem nie było żadnej mowy, effendi, ani też przez myśl nawet mi nie przeszło. Fakir wcale nie wie, gdzie syn mój znajduje się obecnie.
— Ty mu to powiedziałeś.
— Nie! Nie mówiliśmy o nim ani słowa.
— Czy nie mówiliście również o reisie effendinie?
— Nie!
— Przypomnij sobie jednak zaczarowane uszy... Powiedziałeś fakirowi, jakie niebezpieczeństwo grozi reisowi effendinie.
— Nie jemu, lecz tobie mówiłem, że mają go otruć w Chartumie.
— Tak jest, przysiągłeś nawet na to i popełniłeś krzywoprzysięstwo, za które Allah bardzo surowo karze.
— Przysięgałem na prawdę.
— Co ty mówisz? A w jakimże celu powiedziałeś fakirowi el Fukara, że reis effendina będzie wciągnięty w zasadzkę w lasach senesowych koło dżezireh Hassania?
— Allah! — krzyknął stary, zdumiony do tego stopnia, jakby nagle piorun trzasł z jasnego nieba.
— A widzisz, jak cię to przestraszyło. Syn twój znajduje się obecnie koło wyspy Hassania, a fakir el Fukara ma bezzwłocznie udać się do niego i zawiadomić o wszystkiem.
— Nic o tem... nie... nie... wiem — stękał jak konający.
— Że nic nie wiesz, mniejsza o to, — odparłem z uśmiechem — główna rzecz w tem, że mnie jest wszystko wiadome. Ja zresztą słyszałem jeszcze więcej. Syn twój ma na czele swoich ludzi popłynąć w dół