Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/109

Ta strona została przepisana.

czas, bo niebawem zmuszony będzie poddać się bez pardonu.
— O, co do tego, to nie. On gardzi kedywem i ujarzmi go natychmiast, jak niewolnika, a potem zajmie Mekkę i pomaszeruje wprost na Stambuł. Zdetronizuje sułtana i obwoła się tu właściwym panem i władcą wszystkich wiernych.
— Ani mowy o tem niema! Nie masz najmniejszego wyobrażenia o stosunkach, z którymi on musiałby się liczyć, nie znasz przeszkód, na któreby się natknął. Tu, nad górnym Nilem, mógłby się bawić przez pewien czas w wojnę, ale skoroby wychylił tylko nos poza Nubię, dostałby takiego weń szczutka, że...
— Od kogo? przerwał mi żywo.
— Od mocarstw, które nie pozwolą wcale na detronizacyę wicekróla lub sułtana. Czyż myślisz, że na świecie niema takich ludzi, którzy, jak ten twój Mahdi, niechętnie widzą sułtana na tronie w Stambule? Weźmy choćby takiego cara rosyjskiego, który ma wielką chętkę na Stambuł, a zwłaszcza na Dardanelle. I wcale mu niedaleko, bo jego kraje graniczą bezpośrednio z Turcyą i rozporządza milionową armią, a mimoto ani się kusi zabrać Stambuł i wierz mi, że nie czyni tego z obawy przed mahometanami, ale dlatego, iż nie zgodziłyby się na to inne chrześcijańskie mocarstwa w Europie. Czyż wtedy mógłby Mahdi dokonać tego, na co nawet wielki car się nie odważy? Powiedz więc temu człowiekowi, że jego plany są dziecinne i niedorzeczne! Nawet po stronie kedywa stoją mocarstwa, które nie dozwolą nikomu odebrać mu władzy. Mahdi mógłby dotrzeć najdalej do Assuanu, ale tam już natknąłby się na europejskie, a więc chrześcijańskie karabiny i armaty, które garstkę jego rozfanatyzowanych zwolenników rozniosłyby w puch odrazu.
— A coby było, gdyby tak, dajmy na to, w armii kedywa znalazł się ktoś przychylny Mahdiemu?
— Masz na myśli kogoś z wyższych oficerów,