Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/110

Ta strona została przepisana.

któryby wszczął powstanie w Kairze równocześnie z wystąpieniem zbrojnem Mahdiego w Chartumie?
— Tak.
— Otóż powiem ci, że gdyby nawet udało się owemu oficerowi pozyskać garstkę zwolenników, krótka byłaby jego uciecha, ponieważ armie europejskie wylądowałyby w krótkim czasie i zgniotły powstanie w samym zawiązku.
— A jeżeli on nie dopuści do wylądowania?
— W jaki sposób? Przecie wojska europejskie lądują pod osłoną armat okrętowych.
— On zniszczy okręty.
— Czem? Jak? Przecie to nie drewniane barki nilowe, lecz olbrzymy, opancerzone stalą, od których kule się odbijają. Ich kule armatnie sięgłyby aż do Kairu i cały kraj zrównałyby z ziemią za jeden dzień. Jeżeli jednak Mahdi miałby zamiar opanować Sudan i wszystkich murzynów nawrócić na islam, to ostatecznie możliwe jest, żeby mu się to udało, bo tu zna ludzi i stosunki, ale pozatem niech się nie porywa do wykonania jakichkolwiek planów zaborczych ku Północy. Madhi, który śni o podbiciu całego świata, musiałby nietylko skupić w swych rękach o wiele większą potęgę kultury, niż ją posiada współczesna Europa. Czy jednak możliwe jest, żeby taki nadczłowiek znalazł się między wami?
— Jest taki człowiek, który dziesięciokrotnie przewyższa wszystkich Europejczyków razem wziętych! — odparł zarozumiale.
— Z odpowiedzi twojej wnioskuję, że za takiego uważasz się ty sam.
— Mniejsza o to, kogo mam na myśli, dosyć, gdy powiem, że Allah udzielił mu ducha mądrości, potęgi i wszystkich wogóle przymiotów, jakie niezbędne są dla człowieka, mającego spełnić święte i wielkie posłannictwo. Niebawem rozejdzie się po całym świecie wieść o jego chwale i mocy, a wszyscy królowie, cesarze i książęta wyślą do niego swych posłów