Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/114

Ta strona została przepisana.

i widzę naprzód, jak ogromne tłumy wszystkich na świecie śmiertelników gromadzących się koło mnie.
— A zatem wiesz wszystko, co było, i możesz przewidzieć również przyszłość? Mam więc tak samo silny wzrok, jak i ty — wiemy bowiem obaj w tej chwili, że nie do Chartumu chcesz się udać, lecz do dżezireh Hassania, w celu wyszukania Ibn Asla. Czy wiesz jednak i o tem, że ja będę tam wcześniej, niż ty? Wdzięczność twoja dla mnie jest istotnie wielka i właśnie, chcąc ci się odpłacić za nią, nie puszczę cię od siebie. Zostaniesz z nami i...
Nie mogłem dokończyć, gdyż fakir odwrócił się nagle i począł zmykać. Puściłem się za nim w tej chwili i dogoniłem, chwytając go za lewe ramię, gdy tymczasem on, mając w prawej ręce strzelbę, chciał mnie uderzyć kolbą w pierś. Nim mu się jednak to udało, powaliłem go na ziemię i przycisnąłem mu piersi kolanami tak silnie, że ledwie mógł szeptem kląć i obrzucić mnie obelżywymi wyrazami, które bynajmniej z przyszłym Mahdim nie licowały.
Zołnierze niemało się zdziwili na wiadomość o tem, że ja tak nagle odkryłem w fakirze el Fukara nowego wroga, i kiedy im oznajmiłem, że on właśnie miał zamiar wydać nas w ręce Ibn Asla, zdradzali nietajoną chęć pomścić się na niewdzięczniku.
Wobec tego, że odkryłem tak ważne tajemne knowania, musiałem oczywiście zmienić pierwotny cel podróży. Wypadało teraz za wszelką cenę iść z pomocą reisowi effendinie, a przedewszystkiem ostrzec go przed grożącem niebezpieczeństwem, jeżeli, rozumie się, jeszcze nie jest zapóźno. Wyruszyć trzeba było w tej chwili, a że transport jeńców nastręczał wiele trudności, postanowiłem pojechać sam naprzód i to natychmiast, nie kładąc się choćby tylko na chwilowy spoczynek.
Podróż sam na sam nie należała do zbytnich przyjemności, ale kogoż było wziąć ze sobą? Żołnierza? Bynajmniej! Sytuacya była bardzo naprężona i kto wie, na jakie niebezpieczeństwo mogłem się natknąć.