Koniecznem więc było uzbroić się w odwagę, stanowczość, nie gardząc nawet podstępem, wobec czego pożądany był taki towarzysz, na którym mógłbym w każdym wypadku polegać. Bardzo chętnie byłbym powierzył dowództwo nad karawaną Ben Nilowi, bo byłem pewny, że wywiązałby się z zadania znakomicie, ale był on przedewszystkiem mnie potrzebny. Wolałbym, żeby wszyscy jeńcy uciekli, niżby miało spotkać nieszczęście reisa effendinę. Dlatego rozkazałem Ben Nilowi, by był gotów do drogi ze mną, a dowództwo oddałem w ręce najstarszego z żołnierzy, który ponadto miał doskonałego pomocnika w osobie Fesara. Mieli oni obaj doprowadzić cały transport do wsi Hegazi w pobliżu Hassanii i tam oczekiwać mego przybycia. Przewodnikowi oddałem ową sławną flintę wizyjną, co go napełniło niesłychaną radością.
— Effendi, — mówił ze łzami w oczach — serce twoje pełne jest łaski i miłosierdzia, od którego i moje serce topnieje. Zaufaj mi i nie troszcz się o nic, już ja zdołam doprowadzić żołnierzy razem z jeńcami do Hegazi! Jedź więc spokojnie, a Allah niech cię błogosławi i strzeże!
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/115
Ta strona została przepisana.