Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/136

Ta strona została przepisana.

szybko w kierunku ogniska, przy którem siedział był Ibn Asl. Usiadłem tu najspokojniej w świecie i rozejrzałem się w około. Leżały tu trzy strzelby i trzy fajki, obok zaś garnek gliniany z tytoniem. Nałożyliśmy co żywo fajki i zapaliliśmy je, wtem ozwały się tuż w pobliżu głosy niesłychanego zdziwienia:
— Oto siedzą tam przy ognisku!
Wykrzykniki te podawano sobie z ust do ust, i wszycy wrócili na swoje miejsca z taką samą szybkością, jak przedtem rzucili się do pościgu. Ja i Ben Nil siedzieliśmy spokojnie, paląc fajki, a wszyscy dziwili się niemało i nie wiedzieli, jak sobie to wytłómaczyć. Było przytem dosyć śmiechu i wesołości, a Ibn Asl musiał sobie przemocą torować drogę między nimi, by się do nas dostać.
— Allah akbar — Bóg jest wielki! — krzyknął. — Co się stało? Szukamy was, gonimy, a wy siedzicie tu, jakgdyby nigdy nic.
— Chciałem ci tylko dać dowód, że mogę się stąd oddalić, jeżeli tylko sam zechcę, i nie bylibyście w stanie przeszkodzić temu. Ja jednak przybyłem tu zawrzeć z tobą korzystny interes i oddalę się dopiero wówczas, gdy dojdzie on do skutku.
Powiedziałem te słowa z taką pewnością siebie; że twarz Ibn Asla wypogodziła się nagle, a na ustach zaigrał swobodny uśmiech.
— No, no — ozwał się, potrząsając głową — podobnego śmiałka nigdy jeszcze w życiu nie widziałem. Jesteś odważny, a że mnie właśnie to się podoba, więc mogę ci darować psikusa, którego nam urządziłeś. Wróćcie na swoje miejsca!
Ostatnie zdanie skierował do swoich ludzi, którzy do rozkazu zastosowali się natychmiast. Następnie usiadł obok mnie, a dwaj towarzysze uczynili to samo. Byłem istotnie bardzo śmiały i skutek osiągnąłem nie najgorszy, teraz jednak trzeba było oczekiwać dalszych następstw. Nie pozdrowiono nas jeszcze ani nie przywitano się z nami, wobec czego nie czuliśmy się