Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— No, właściwie nie mam powodu do wątpienia.
— I słusznie. Bardzo się ucieszyłem wiadomością, że znajdujesz się tutaj koło dżezireh, chciałem bowiem udać się do Bahr el Ghazal albo nawet aż do Bahr el Dżebel w celu wyszukania seriby, ale podróż ta w okolicach niepewnych niebardzo mi się uśmiechała. Teraz zaś, jeżeli oczywiście pozwolisz, mogę przyłączyć się do twej wyprawy i mam nadzieję, że pozostaniemy ze sobą w trwałych stosunkach handlowych.
— Pytanie, jakie ofiarujesz ceny?
— Jaki towar, taka cena. Kupuję rekwik za świeża, zaraz po ukończeniu połowu i transport przyjmuję na własne ryzyko.
— Nie masz jednak potrzebnych do tego ludzi.
— Znajdą się później. Przypuszczam, że dostanę dosyć ludzi u Szyluków.
— O, to za kosztowna rzecz, a zważ, że w tych j i okolicach płaci się nie pieniędzmi, lecz towarami.
— Zaopatrzę się w nie w Faszodzie, pieniędzy mi nie zabraknie.
— Ha, jeśli tak. Ale ty naprawdę ryzykujesz bardzo wiele. A coby było, gdybym tak dajmy na to, zabił cię, aby ci zrabować pieniądze?
— E, ty jesteś na tyle mądry, że nie uczynisz tego.
— Jakto? Nazwałbyś mądrością z mej strony to, że puściłbym z rąk swobodnie człowieka, który posiada pieniądze?
— Naturalnie, że tak. Gdybyś mnie obrabował, miałbyś jednorazowy tylko zysk, jeżeli zaś postąpisz uczciwie, wówczas będziesz miał odemnie zarobek ciągle i możesz więcej zyskać, niż to, co teraz posiadam.
— Rozumujesz doskonale i bądź pewny, że włos z głowy twej nie spadnie!
— Cieszy mnie to, że nie zawiodłem się na tobie, co się zaś mnie tyczy, to już Murad Nassyr poręczy.
— To też właśnie, że go znasz, skłoniło mnie do rozmówienia się z tobą. Kupowałeś u niego i mam nadzieję, że będę z ciebie zadowolony. Nie mam więc