Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/141

Ta strona została przepisana.

albo wędrownym kaznodzieją i apostołem islamu, a zresztą może to tylko pozory, pod którymi ukrywa zupełnie inne plany. Nienawidzi bowiem wicekróla za napędzenie go z urzędu i zapewne knuje przeciw niemu jakąś zemstę.
Wiadomość ta zastanowiła mnie. Jeżeli istotnie fakir bierze sprawę mahdizmu ze strony poważnej, to obowiązkiem moim jest ostrzec rząd, tembardziej, że wedle jego własnych słów Mahdi spodziewa się pozyskać jakiegoś wyższego oficera. Postanowiłem tedy zawiadomić przedewszystkiem reisa effendinę, który w tej sprawie mógł o wiele łatwiej zadecydować, niż ja.
Co zaś do najbardziej w tej chwili piekącej dla mnie sprawy, niestety niczego dowiedzieć się nie mogłem, bo Ibn Asl nie skierował wcale rozmowy na temat pułapki, urządzonej na reisa effendinę. Sam zaś strzegłem się, jak mogłem, by się nie wygadać, i tylko dokładałem wszelkich starań, by rozmowa w jakiś sposób skierowała się na ten przedmiot, ale bez skutku. Na rozmowie czas leciał szybko i było już koło północy, gdy straszny ten człowiek oznajmił mi, że czas już spać i kazał mi iść za sobą.
— Dokąd? — zapytałem.
— Na okręt. Tam niema tyle komarów, dam ci zresztą siatkę. Będziesz spał wraz ze mną, co powinieneś przyjąć za oznakę wielkiej życzliwości z mej strony.
Udałem, że istotnie w to wierzę, pomimo, że zupełnie co innego miał na myśli, to jest, chciał sam osobiście mieć mnie na oku.
— Nie chciałbym sprawiać ci kłopotu, — zauważyłem — jestem przyzwyczajony do spania w podróży z Omarem, pozwól więc, że i on zostanie ze mną.
— Mam miejsce tylko dla siebie i dla ciebie. Omar otrzyma również wygodny nocleg u moich oficerów, którzy tak samo mają osobną kajutę.
Oczywiście, musiałem się na to zgodzić, bo dalsza wymówka mogłaby była wzbudzić w nim podejrzenie,