Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/144

Ta strona została przepisana.

zdolności do wybiegów i fortelów. Łowca niewolników zaś nie powinien bawić się w jakiekolwiek sentymenty, zwłaszcza, gdy idzie o jego śmierć lub życie. W tym wypadku albo reis effendina zginie albo ja, a że ja wcale a wcale ochoty ku temu nie mam, nieszczęście spotka właśnie jego i to w ten sposób, że wszelki ratunek będzie niemożliwy.
— Masz słuszność. We wszystkiem, czego dowiedziałem się od ciebie, postąpiłbym na twojem miejscu akuratnie tak samo. Nie mam jednak pojęcia, zapomocą jakich środków osiągniesz napewno swój cel?
— Mogłeś się przecie domyślić, ale mimoto opowiem ci wszystko. Zauważyłeś tam na brzegu kopice trawy?
— Rozumie się. Są dosyć wielkie.
— Kazałem umyślnie skosić omm sufah, by mieć wygodne miejsce na obozowisko, a powtóre, by był pod ręką materyał do palenia. Zauważyłeś także beczki, stojące w pobliżu?
— Owszem.
— Są one napełnione płynem, który zniszczy reisa effendinę. A wiesz, co to jest? — gaz![1]
— Gaz, ah, zaczynam pojmować. W jakiż jednak sposób dostawisz ten niebezpieczny materyał na jego okręt?

— No, nie na okręt, tylko koło okrętu. Sprawa jest zupełnie prosta. Wiem napewno, że on zatrzyma się w Hegazi na dłuższy wypoczynek i będę miał dosyć czasu do przygotowań. Mam w Hegazi strażnika, który doniesie mi natychmiast o pojawieniu się reisa effendiny. Nil w tem miejscu jest przedzielony wyspą na dwa strumienie, z których ten tutaj, na którym się znajdujemy, jest spokojny i bezpieczny, reis effendina zatem będzie żeglował tędy, a nie po tamtej stronie dżezireh. Ludzi swoich podzielę na trzy oddziały. Pierwszy pozostanie koło beczek, drugi obsadzi brzeg o ile

  1. Nafta.