możności na jak najszerszej przestrzeni, a trzeci tak samo zajmie brzeg wyspy z tamtej strony. W ten sposób otoczą silnie całe ramię rzeki, którem reis effendina będzie musiał przejeżdzać. Skoro okręt wjedzie: tak daleko, że cofnąć się mu będzie niepodobna, pierwszy oddział wyleje na wodę zawartość beczek, zapalając ją, i narzuci suchej trawy. Gaz rozszerzy się szybko po całej rzece, tworząc istne morze płomieni, z których reis żywcem się już nie wydobędzie. Jak ci się podoba ten plan, co?
Czułem obrzydzenie i wstręt do tego człowieka, jednakże zdobyłem się na odpowiedź w tonie uznania i podziwu:
— Wspaniały plan, jedyny w swoim rodzaju! Któż to wpadł na taki pomysł, ty, czy kto inny?
— Ja sam to wymyśliłem — odrzekł z odcieniem dumy.
— Podziwiam cię naprawdę. Ja naprzykład nigdybym się nie zdobył na podobną myśl, co najwyżej mógłbym się zaczaić i powitać go kulą.
— A jego pomocnicy mieliby zostać przy życiu? Przenigdy! Oni muszą wszyscy, jak jeden, runąć w czeluście piekła.
— Coby się jednak stało, gdyby mieli czas do wylądowania?
— No, niech się pokuszą o to! Nie zapominaj, że płomień zaskoczy ich nagle, wobec czego potracą zupełnie głowy, a tymczasem okręt zapali się, jak pochodnia, i spłoną z nim razem doszczętnie. Mimoto jednak przypuszczam, że niektórzy z nich rzucą się do wody, by dotrzeć do brzegu. Jeżeli nawet udałoby im się ominąć płomień i paszcze krokodyli, w co bardzo wątpię, to moi ludzie, rozstawieni wzdłuż brzegu, porozbijają im łby kolbami. Widzisz więc, że niemożliwem jest, aby chociaż jeden zdołał się uratować.
— Czy ogień nie będzie niebezpieczny dla twego własnego nokwera?
— Wcale nie.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.2.djvu/145
Ta strona została przepisana.